Miłość można znaleźć wszędzie. Ci dwoje poznali się na wolontariacie w Ziemi Świętej.

Dwoje ludzi poznało się podczas swojego wolontariatu na Ziemi Świętej. On mieszkał w Polsce, ona w Izraelu. Kiedy wrócił do domu nie mógł o niej zapomnieć. Postanowił znaleźć ja za pośrednictwem, mediów społecznościowych.

Kiedy mu się to udało, postanowił do niej napisać. Od tamtego czasu utrzymywali stały kontakt na Facebooku. Podczas ich wspólnych rozmów między nimi narodziła się przyjaźń. Oboje wpadli na pomysł, by się spotkać. Pretekst dosłownie spadł im z nieba.

Para postanowiła spotkać się podczas Światowych Dni Młodzieży w Krakowie. To miało być ich drugie spotkanie, pierwsze miało miejsce na Świętej Ziemi.

Gdy do spotkania było coraz bliżej, powoli wszystko zaczęło się psuć. Para miała problemy z komunikacją między sobą, bo zawiodły telefony. Problemem okazał się także transport, bo pociąg, którym miał zjawić się w Krakowie, strasznie się spóźniał.

Wreszcie udało im się spotkać. Lecz uśmiech na jej twarzy zgasł niezwykle szybko. Wszystko za sprawą kontuzji, która ją spotkała.

Chłopak nie załamywał się. W swoim liście dla portalu „Deon.pl” pisał:

Z perspektywy czasu pokrzyżowane plany mogą okazać się jednak darem od Boga. Straciliśmy dużo dobrej zabawy. Ale zyskałem coś znacznie ważniejszego. Odkryłem, że Bogu można służyć nie tylko szermierką słowną. W opiece nad bliskim sercu bliźnim odkryłem to, co nadaje sens życiu. W pomocy i opiece zobaczyłem coś, co dużo silniej definiuje duszę wojownika niż tysiąc pojedynków. Musiałem łączyć delikatność, potrzebną do kojenia jej bólu, z siłą i odwagą potrzebną do usuwania kolejnych przeszkód na jej drodze. Bo przecież jej dobro stało się dla mnie najważniejsze. Instynktownie oddawałem jej siebie, czerpiąc radość z tego, że mogę to czynić nie oczekując nic w zamian.

Szukając wzorca, do którego mógłbym dążyć we wspieraniu jej, przypomniałem sobie o św. Józefie, który nie bał się dalekich podróży, nie bał się postawić na wierność i zaufanie swojej Wybrance i Bogu, przeciwstawiając się jednocześnie prawu i obyczajom. W najbardziej beznadziejnej sytuacji zawsze na pierwszym miejscu stawiał dobro Maryi i Dzieciątka. Wiedziałem, że do św. Józefa mi daleko, ale chciałem mieć go w tym czasie za drogowskaz, latarnię, która wskaże słuszny kierunek.”

Kiedy ich spotkanie dobiegło końca, a chłopak odprowadzał ja do ostatniej lotniskowej bramki, pożegnał go jej uśmiech. Mężczyzna zrozumiał wtedy, że to, ze nie udało im się spędzić tego czasu aktywnie, dali sobie cos więcej niż tylko radość podróżowania. Dali sobie siebie samych, swoją obecność i emocje.

Przypomnij sobie o… APTEKARZ MA CENNĄ PORADĘ DOTYCZĄCĄ KORONAWIRUSA. CO ZALECA POLAKOM