Jak mówi stare przysłowie nieszczęścia chodzą parami – tak też było w przypadku pewnej kobiety. Praktycznie w tym samym momencie zachorowała jej teściowa i babcia.

Teściowa cierpiała na nowotwór w głowie niewiadomego pochodzenia. Po wykonaniu przez lekarzy zabiegu, który miał jej pomóc, niestety jej stan się pogorszył.

Dostała dodatkowo ataków padaczki i borykała się z cukrzycą. Z każdym dniem było coraz gorzej. Kobieta nie wstawała już nawet z łóżka.

Babcia kobiety zachorowała kilka tygodni po teściowej. Miała nawrót choroby – przerzuty nowotworu szyjki macicy do jelit. Pewnego dnia trafiła do szpitala z ostrą niewydolnością jelit. Tam jednak lekarze poinformowali o najgorszym – nie ma dla niej ratunku.

Babcia czuła się coraz gorzej. Była także przywiązana do łóżka, cały czas wymiotowała i chudła. We wrześniu lekarz poinformował rodzinę, że niestety jej dni są policzone.

Ksiądz Kaczkowski pomógł jej przeżyć rodzinne smutki

Cała rodzina była załamana. Wtedy kobieta przypomniała sobie o naukach księdza Jana Kaczkowskiego. Przecież śmierć wcale nie jest końcem naszego istnienia. Ksiądz Jan nauczył – „a teraz to już z kopytami do nieba”.

Kobieta trzymała się tych słów i była pewna, że jej babcia trafi właśnie w to miejsce. Tam już nie będzie czuć bólu i cierpienia.

Stało się, babcia zmarła. Kilka dni później zmarła także teściowa. Kobieta była przekonana, że to babcia zabrała ją ze sobą, gdyż były dobrymi przyjaciółkami.

Oczywiście kobietę ogarniał smutek, ale nie rozpaczała. Przypominała sobie o słowach księdza Jana Kaczkowskiego, odmawiała różaniec. Czerpała siłę z góry – od samego Boga.

Kobieta twierdzi, że ks. Jan nie pojawił się w jej życiu bez powodu. Dzięki niemu miała siłę wierzyć, że kiedyś jeszcze je spotka, że będą czuwać nad nimi wszystkimi tam na górze.

Zobacz także: ŚWIADECTWO WIARY MŁODEJ MAMY. GDY NIC NIE POMAGAŁO, URATOWAŁA JĄ MODLITWA

Portal "Życie" informował o: JAK ROZPOZNAĆ KORONAWIRUSA U DZIECI I CO WTEDY ROBIĆ? TRZEBA BYĆ BARDZO CZUJNYM