Jedna z najpopularniejszych dziennikarek od kilku miesięcy zmaga się z nowotworem piersi. Postanowiła podzielić się z innymi swoją historią, która dobitnie pokazuje, jak wygląda walka z niewidzialnym wrogiem podczas pandemii koronawirusa.
Anna Puślecka jest znana jako dyrektorka kreatywna KTW Fashion Week, uznawana jest także za eksperta ds. mody. Często gościła w „Dzień dobry TVN”, gdzie doradzała widzom.
Przed kilkoma miesiącami Puślecka zamieściła w mediach społecznościowych informację, że zmaga się z nowotworem w zaawansowanym stadium. Przez ostatnie tygodnie jej obserwatorzy mogą dowiedzieć się, jak wygląda jej walka z chorobą oraz leczenie.
Anna Puślecka opowiedziała o swoich zmaganiach z nowotworem
Nie każdy jest świadomy tego, jak wygląda walka z chorobami teraz, podczas pandemii koronawirusa. Anna Puślecka w rozmowie z dziennikarzami z Plejady zdradziła, że chorzy mają problem z dostaniem się nawet do prywatnych klinik.
- W prywatnej klinice odmówiono mi badań i zrobiłam w związku z tym awanturę, byłam, delikatnie mówiąc, bardzo asertywna. Tego nauczyła mnie moja choroba, człowiek sto razy bardziej musi być pewny siebie, asertywny, kategoryczny i niestety, z przykrością przyznam, niemiły. Nie takiego zachowania mnie uczyli rodzice, ale niestety to działa.
- Dopiero po ponad półgodzinnych naciskach i ostrej wymianie zdań postawiłam na swoim. Nie miałam wcześniej zarejestrowanej wizyty, poszłam na zwykłe pobranie krwi i EKG, na które chodzę regularnie od lipca co miesiąc, bo takiego monitorowania wymaga silny lek antynowotworowy, który przyjmuję – opowiadała.
- To są badania płatne, które nie są objęte świadczeniem NFZ, dlatego byłam w prywatnej klinice. Na wstępie odmówiono mi zrobienia wyników, bo jak poinformowała mnie obsługa na recepcji "laboratoria mają mnóstwo pracy, są przeciążone i takie są wytyczne sanepidu i ministerstwa, że nawet na badania płatne musi być zlecenie lekarza". Nie dałam za wygraną i dopiero po awanturze osiągnęłam swój cel – zrobiłam badania. Zwłaszcza że jestem tam "stałym klientem" i od kilku miesięcy zasilam kasę prywatnej kliniki – tłumaczyła całą sytuację.
- Jeśli ktoś nie ma silnego charakteru, to po prostu ginie. Zrobiłam awanturę, osiągnęłam cel. Ale czy tak ma wyglądać leczenie chorych na raka? Po co te nerwy? Gdyby nie udało mi się zrobić badań, poruszyłabym niebo i ziemię, aż w końcu jakiś ośrodek w Warszawie by je wykonał. Ale nie każdy jest taki jak ja, ludzie boją się lekarzy, boją się obsługi medycznej i sądzą, że wszystko to, co im proponuje służba zdrowia, jest święte. A tak nie jest. Tu chodzi o moje życie i zdrowie, to jest kwestia priorytetowa – zaznaczyła.
- Ludzie w czasie epidemii przestali chodzić do lekarza z poważnymi dolegliwościami, bo boją się zarazić koronawirusem. Czytałam wypowiedź jednego z lekarzy, że zmniejszyła się zgłaszalność do lekarza ludzi chorych na serce oraz ludzi, którzy np. wyczują sobie guz w ciele. Przykładowo kobieta, która wyczuje u siebie guz w piersi, nie idzie z tym do lekarza, odkłada taką wizytę, bo boi się koronawirusa (...) I takie sytuacje, jaka np. ta, która dziś mnie spotkała, czyli banalne badanie krwi, powodują, że ludzie naprawdę nie zgłaszają się do lekarzy, bo wiedzą, że będą się piętrzyły problemy, że czekają ich chore procedury stworzone na czas epidemii – podsumowała smutno.
Przypomnij sobie o…
Jak informował portal Życie:
Portal Życie pisał również o…