Jak podaje "wp.pl", ogłoszenie epidemii koronawirusa zmusiło ratowników do odkrycia w sobie nowych umiejętności, które wcześniej nie musiały być stosowane.

Wstrząsająca relacja

YT

Wielu z nas przekonało się na własnej skórze, jak obecnie działają szpitale i przychodnie. Coraz więcej słyszymy doniesień o tym, że ratownicy medyczni jeździli od szpitala do szpitala z pacjentem, którego nikt nie chciał przyjąć. To jest jednak tylko jedna strona medalu...

YT

Skafandry, maska i gogle nie ułatwiają ratownikom medycznym pracy. Są z tworzywa sztucznego, są sztywne i bardzo niewygodne. Często muszą wykonać reanimację w takim stroju, co graniczy z cudem.

Podobnie sprawa się ma z kierowaniem karetki, gdy zaparowane gogle ograniczają widoczność, a skafander sprawia, że ratownik niewiele słyszy. Gdy dojdzie do tego stres związany z odmowami szpitali przyjęcia pacjenta - ratownicy muszą wyskrobać z siebie wszystkie pokłady energii, aby doprowadzić swoje zadanie mimo wszystko do końca.

Ratownik medyczny z Podkarpacia Marek tak relacjonuje obecne warunki pracy sanitariuszy:

W naszym przypadku kluczowym problemem jest duża odległość między oddziałami. Pacjenta ze schorzeniami psychicznymi musieliśmy na przykład wieźć do właściwej placówki ponad sto kilometrów. To wyjmuje z działania jedną z dwóch karetek z naszego szpitala na co najmniej cztery godziny. Oczywiście, jeśli oddział, do którego wieziemy pacjenta, zgodzi się go przyjąć. Sam bym nie uwierzył, gdybym tego nie doświadczył. Zdarzyło się, że staliśmy trzy godziny na stacji benzynowej z pacjentką ze złamaną ręką w oczekiwaniu na miejsce, które może ją przyjąć.

Ratownik Bartek, który na codzień pracuje w stolicy także ma traumatyczne doświadczenia związane z obecną sytuacją pandemiczną. Ratowanie ludzkiego życia w skafandrze jest nie lada wyzwaniem, czego doświadcza między innymi Bartek z Warszawy.

Tempo pracy w dwuosobowych zespołach już wcześniej było szalone, a teraz jest obarczone jeszcze dodatkowym, wielkim obciążeniem. Już bez kombinezonów zdarzały się sytuacje, że z człowieka lał się pot. Nie były to odosobnione przypadki. Codziennie zdarzają się sytuacje, w których pacjentów trzeba znosić po klatkach schodowych tak wąskich, że jedynym wyjściem jest przeniesienie ich na rękach. YT/Osoba na zdjęciu nie jest relacjonującą w tym artykule-zdjęcie poglądowe Niestety smutną częścią naszej pracy jest siłowanie się z pijanymi osobnikami. Zawsze zdarzali się agresywni pacjenci. To teraz wyobraź sobie, co się dzieje, gdy do pijanego chorego wchodzi dwóch osobników w strojach jak z Czarnobyla?

Marek z Podkarpacia wspomniał także o utrudnieniach w prowadzeniu karetki, gdy ma się na sobie ochronny skafander, maskę i gogle. Ratownik zaznaczył powagę problemu, jaki powstaje z powodu obowiązujących przepisów sanitarnych.

Na własnym przykładzie widzę, że prędkość w czasie akcji uległa znacznemu zmniejszeniu. Naszą misją jest ratować życie, a nie wystawiać je na dodatkowe ryzyko. Szybka jazda karetką nigdy nie była łatwa, a teraz do tego dochodzą jeszcze rękawice ślizgające się po kierownicy i gałce skrzyni biegów oraz worki na nogach, które uniemożliwiają jakiekolwiek czucie pedałów. Nie wiem, jak będziemy jeździć latem. Już teraz w goglach nie da się praktycznie, bo tak dramatycznie ograniczają pole widzenia. Żeby zobaczyć co się dzieje wokół nas, spojrzeć na lusterko, muszę się obracać całym ciałem. A to nie jest zawsze możliwe, bo kombinezony przychodzą w różnych rozmiarach i niektóre blokują moje ruchy.

Bartek z Warszawy opowiada, jak wyglądały początki funkcjonowania służby zdrowia po wprowadzeniu w Polsce stanu epidemicznego.

Ta relacja mrozi krew w żyłach. Przetrzymywanie członków załogi ratowniczej w karetkach na siłę, do czasu uzyskania negatywnego wyniku testu przewożonego pacjenta, nieumiejętne zdejmowanie skafandrów powodujące zakażenie, oraz iluzja w postaci dodatkowych szkoleń związanych z wprowadzonymi restrykcjami.

YT/Zdjęcie poglądowe

Te momenty były najgorsze. Po wykonanej akcji adrenalina już opadała i organizm nastawiał się na odpoczynek. Tymczasem zdarzały się sytuacje, że długo nie mogliśmy zdjąć strojów. Bywało, że po kilku godzinach, gdy wreszcie było to możliwe, po prostu osuwałem się na ziemię. Na początku epidemii przez portale społecznościowe przewinęły się apele, by kierowcy uważali na karetki. Gdy obowiązywał zakaz przemieszczania i ruch był mały, jeździło się rewelacyjnie. Kierowcy byli czujniejsi i bardziej zdyscyplinowani. Teraz znów poczuli luz i wszystko wróciło do normy.

Takich historii jest znacznie więcej, wystarczy wsłuchać się w ich głosy i zechcieć zrozumieć...

O tym pisaliśmy: Małgorzata Rozenek w szpitalu. Czy to oznacza, że wielkimi krokami zbliża się dzień porodu? Fani z niecierpliwością wyczekują tej chwili

Zerknij: Papież Franciszek zwrócił się do wiernych z ważnymi słowami. Co powiedział