Jak donosi "Pikio", ksiądz Piotr Śliżewski otwarcie opowiedział o tym, co się działo w jego duszy po tym, jak wybrał kim chce w życiu być i co chce robić. Opowiedział o duchowej drodze w programie "7 metrów pod ziemią".
Oczami kleryka
Jego początki w duchowieństwie nie były dla niego łatwe. Opowiedział o tym, czym są tak zwane "powołaniówki".
Zdecydowanie inaczej sobie to wyobrażałem, chociaż klerykom, czyli przyszłym księżom jest o wiele łatwiej, bo mają tak zwane "powołaniówki". To jest taki moment, w którym jedziemy w niedzielę do parafii i głosimy swoje świadectwo, jak doszło do tego momentu decyzyjnego, że chcemy być w seminarium.
Trudności dopadają każdego przyszłego księdza. Te wewnętrzna dopadły także księdza Piotra Śliżewskiego.
Moje wewnętrzne kryzysy kapłańskie, gdzie rzeczy okazywały się dla mnie zbyt trudne, bo w ogóle to jest specyfika kapłaństwa, że podejmujemy się rzeczy, które przerastają nas.
Jak wyznaje kapłan, są dobre i złe strony kapłaństwa, ale "suma sumarum jest na plus". Stwierdził, że zaskoczył się na kapłaństwie i tym, co spotkał po drodze. Zapytany o to, gdzie są spożytkowane pieniądze, jakie ludzie wrzucają do tak zwanego "koszyka", powiedział:
Wiesz, jest 41 diecezji w Polsce. Księży jest 31 tysięcy. To jest bardzo zróżnicowane. Od terenu: czy jest bardziej pobożny czy mniej. Czy masz jakieś dodatkowe funkcje, lekcje w szkole. W moim wypadku? Mam 20 godzin pracy w szkole. Otrzymuję pensję normalnie. Z tacy wikariusz nie dostaje ani złotówki. Te pieniądze są przekazywane na utrzymanie kościoła, a druga część pieniędzy z tacy przekazywana jest na sprawy diecezjalne. W moim wypadku to szczecińsko-kamińska, jedna z najmniej pobożnych, więc słabo dotowana.
YouTube/7 metrów pod ziemią