Śmierć mojego męża była dla mnie końcem świata. Byliśmy razem prawie 40 lat, dzieląc życie pełne wzlotów i upadków, radości i smutków. Jan był moim wsparciem, moim przyjacielem, moją drugą połową. Gdy odszedł, czułam, jakby ktoś wyrwał część mnie samej. Przez wiele miesięcy żyłam w pustce, nie wyobrażając sobie, że cokolwiek może wypełnić tę stratę.
Ale życie bywa nieprzewidywalne.


Poznałam Andrzeja na spacerze w parku. Był starszym, eleganckim mężczyzną, który podszedł do mnie, gdy siedziałam na ławce, wpatrując się w żółknące liście.


– Piękny dzień, prawda? – zagadnął z uśmiechem.


Zaczęliśmy rozmawiać, a ja po raz pierwszy od długiego czasu poczułam, że słowa płyną swobodnie, bez ciężaru smutku. Andrzej opowiedział mi o swojej pasji do książek, o wnukach, o swojej żonie, która odeszła kilka lat wcześniej. Był ciepły, uprzejmy i miał w sobie coś, co sprawiło, że chciałam go znów zobaczyć.


Zaczęliśmy spotykać się regularnie. Długie spacery zamieniły się w rozmowy przy kawie, a rozmowy w coś, co przypominało dawno zapomniane uczucie – radość. Ale wraz z tą radością pojawiły się wyrzuty sumienia.


Czy naprawdę mogłam pozwolić sobie na szczęście po śmierci Jana? Czy to, co robiłam, nie było zdradą jego pamięci?


Pierwszą osobą, której powiedziałam o Andrzeju, była moja córka, Basia. Jej reakcja była dla mnie szokiem.


– Mamo, jak możesz? – zapytała z wyrzutem. – Tatuś jeszcze nie ostygł w ziemi, a ty już spotykasz się z kimś innym?


Słowa te były jak cios.


– Basia, to nie tak… – zaczęłam, próbując się tłumaczyć. – Wciąż kocham twojego ojca. Ale życie toczy się dalej.


– Czy naprawdę musi toczyć się w ten sposób? – odpowiedziała chłodno, a potem wyszła, zostawiając mnie z poczuciem winy, które dławiło mnie przez kolejne dni.


Kiedy powiedziałam Andrzejowi o tym, co się stało, spojrzał na mnie z troską.


– Anno, miłość do twojego męża nie znika – powiedział spokojnie. – Ale czy to, że zmarł, oznacza, że ty musisz przestać żyć?


Te słowa utkwiły w mojej głowie. Czy rzeczywiście miałam prawo do szczęścia? Czy mogłam pozwolić sobie na nową miłość, nie zdradzając pamięci Jana?


Przez kolejne tygodnie zastanawiałam się nad tym. Każdy uśmiech Andrzeja, każde ciepłe słowo sprawiało, że czułam się lżejsza, mniej samotna. Ale jednocześnie walczyłam z wyrzutami sumienia, z głosami w mojej głowie, które mówiły, że to niewłaściwe.


Pewnego dnia poszłam na cmentarz. Stałam nad grobem Jana, trzymając w rękach bukiet jego ulubionych kwiatów.


– Janie, czy ty byś chciał, żebym była samotna? – zapytałam szeptem, patrząc na wyryte na płycie imię mężczyzny, który był całym moim światem. – Czy pozwoliłbyś mi znów być szczęśliwą?


Wiatr poruszył liście na drzewach, a ja poczułam, jakby jego odpowiedź była obecna w tej chwili. Wiedziałam, że Jan chciałby, żebym żyła dalej, żebym znalazła kogoś, kto sprawi, że znów poczuję się kochana.


Kilka dni później spotkałam się z Basią. Opowiedziałam jej o swoich uczuciach, o tym, jak Andrzej pomaga mi znów znaleźć radość w życiu. Było trudno, ale w końcu spojrzała na mnie ze zrozumieniem.


– Mamo, przepraszam. Po prostu… tęsknię za tatą. Ale jeśli Andrzej cię uszczęśliwia, to chyba dobrze.


To też może cię zainteresować: Gwiazda Betlejemska nie lubi hartowania. Jak zadbać o jej liście, aby kwitła cały rok


Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Sędzia Anna Maria Wesołowska w "Dzień dobry TVN". Jak wygląda jej życie na emeryturze