Skończyłam studia, dostałam pracę w dobrej firmie, po kilku latach awansowałam. Pracuję dużo, naprawdę dużo – nadgodziny, telefony po godzinach, wyjazdy. Nie mam dzieci, partner wyjeżdża często, więc łatwiej mi się poświęcić. Pensja dobra, jak na nasze miasto – „jak na nasze realia, to ty jesteś bogata” – mówi mama.
Moja młodsza siostra poszła inną drogą. Zaczęła studia, rzuciła. Pracowała tu, tam, trochę w sklepie, trochę w call center, wszędzie „idiotyczny szef, toksyczna atmosfera”. Ostatnio siedzi w domu.
– Depresję mam – mówi. – Nie jestem stworzona do takiego wyścigu szczurów jak ty.
I wtedy wchodzi mama, cała na biało.
– Ty musisz ją zrozumieć – powtarza. – Ona ma wrażliwą psychikę. Ty jesteś silna, poradzisz sobie.
Silna. To słowo, które od kilku miesięcy brzmi jak wyrok.
Pierwszy raz temat pieniędzy wyszedł przy obiedzie u mamy.
Siedziałyśmy przy stole – ja, siostra, mama. Zupa, drugie danie, kompot. Niby zwykła niedziela.
– Anka – zaczęła mama, mieszając bez sensu ziemniaki na talerzu – ty dobrze zarabiasz, nie?
Wiedziałam, że to pytanie nie jest przypadkowe.
– Radzę sobie – odpowiedziałam ostrożnie. – Mam kredyt, rachunki, ale tak, nie głoduję.
– No właśnie – weszła jej w słowo. – Karolina ma gorzej. Musimy jej jakoś pomóc. Bo jak nie my, to kto?
Spojrzałam na siostrę. Wzruszyła ramionami, wlepiając wzrok w telefon.
– O jaką pomoc chodzi? – zapytałam.
– No… – mama odchrząknęła – myślałam, że mogłabyś… część wypłaty jej oddawać. Na razie. Póki nie stanie na nogi. Ty masz więcej, ona nic. To niesprawiedliwe.
Zatkało mnie.
– Mamo – zaczęłam – ja na te pieniądze zapieprzam po kilkanaście godzin dziennie. Wstaję o szóstej, wracam o dziewiętnastej. Nikt mi niczego nie dał za darmo. Karolina może też iść do pracy.
Siostra westchnęła teatralnie.
– Ty nic nie rozumiesz – rzuciła. – Ja nie mogę pracować tak, jak ty. Ja się rozsypuję psychicznie. Ty masz grubą skórę.
Mama westchnęła ciężko.
– Ona nie jest taka jak ty, córciu – powiedziała cicho. – Ty zawsze byłaś ta mądra, ta dzielna. Karolcia… jest delikatna. Jak jej nie pomożemy, to co z niej będzie?
„Delikatna” miała prawie trzydzieści lat i rachunki, które co miesiąc spadały na adres mamy.
Od tamtej rozmowy zaczęły się telefony.
– Kupiłam jej leki – mówiła mama. – Psycholog, psychiatra… To wszystko kosztuje. Ja ze swojej emerytury nie wyrobię. Dorzuciłabyś się trochę?
Dorzucałam. Raz, drugi, trzeci. Opłaciłam terapię, ratę kredytu, w końcu czynsz.
– Traktuj to jak inwestycję – przekonywała mnie mama. – Jak stanie na nogi, to ci odda.
Karolina nie stawała na nogi. Za to coraz śmielej liczyła moje pieniądze.
– Ty nawet nie wiesz, ile zarabiasz – powiedziała kiedyś. – Twój etat, premie, projekty… Tobie te pieniądze niepotrzebne. Mi – tak. Ty możesz, ja nie.
A mama tylko kiwała głową.
– Gdybyście były małe i jedna córka miała chleb, a druga była głodna – tłumaczyła – kazałabym się podzielić. Teraz jest tak samo. Tylko zamiast chleba masz wypłatę.
Kulminacja przyszła, kiedy kupiłam sobie samochód. Używany, ale zadbany, wzięłam kredyt, spełniłam ciche marzenie.
Mama zobaczyła kluczyki na stole.
– To stać cię na raty za auto – powiedziała lodowatym tonem – a wyrwałaś się ze stówy mniej na leki dla siostry?
Poczułam, jak mnie zalewa fala gorąca.
– Mamo, ja nie „wyrywam się”. Ja od roku płacę za jej rachunki, jedzenie, specjalistów! Ty nawet nie pamiętasz, ile razy robiłam przelewy!
– Bo masz z czego! – eksplodowała. – W biurze siedzisz, kawkę popijasz, w ciepełku. Jaka to praca? Ja całe życie w fabryce za grosze zapieprzałam. Ty masz teraz dobrze, to powinnaś się dzielić. Rodzina jest od tego!
– A Karolina? – zapytałam. – Ona jest od czego?
– Od cierpienia – wyszeptała mama. – Nie każdy nadaje się do tego, by tak pędzić jak ty. Ona jest wrażliwa.
Tak, ja – czołg, Karolina – porcelana. I wszystko moje ma się rozbijać o nią.
Miarka się przebrała, kiedy Karolina napisała do mnie wiadomość.
„Skoro i tak nie masz dzieci, a ja mam marne szanse na stabilną pracę, mogłabyś przepisywać na mnie część dochodu. Masz możliwości. Mama mówi, że to by było sprawiedliwe”.
Siedziałam z telefonem w ręku, ręce mi się trzęsły.
„Sprawiedliwe” – że jedna haruje, a druga „nie nadaje się, więc jej się należy”.
„Sprawiedliwe” – że moje zdrowie psychiczne, moje zmęczenie, mój stres nikogo nie interesują.
Oddychałam głęboko. W końcu napisałam:
„Nie. Pomogłam wam przez ostatni rok bardziej, niż ktokolwiek pomógł kiedykolwiek mnie. Mam prawo postawić granicę. Nie będę twoim sponsorem na życzenie mamy. Jeśli potrzebujesz pomocy, pójdź do pracy, nawet na pół etatu. Albo do MOPS-u, do urzędów – są świadczenia, programy. Ja mogę być siostrą, nie bankiem”.
Karolina nie odpisała.
Zamiast tego zadzwoniła mama. Darła się do słuchawki, jakbym popełniła zbrodnię.
– W życiu bym nie pomyślała, że wychowam takie dziecko – rzuciła. – Serce z kamienia! Wolisz trzymać pieniądze dla siebie, niż pomóc siostrze! Jak umrę, będziecie miały siebie. A ty ją już teraz zostawiasz samą!
– To może ty zauważ, że ja też jestem twoją córką – przerwałam. – I że też potrzebuję, żeby ktoś kiedyś zapytał: „jak ty się czujesz?”. Nie tylko: „ile możesz dać?”.
Od tamtego dnia jest między nami chłód.
Odwiedzam mamę rzadziej, rozmawiam ostrożniej.
Karolina przestała się odzywać prawie całkowicie. Podobno mówi znajomym, że „zrobiłam z niej żebraczkę”.
Może dla świata to ja jestem ta zła – ta, która „ma, a nie daje”.
Ale tylko ja wiem, ile razy wracałam do domu po pracy, siadałam na podłodze i liczyłam:
raty, rachunki, zakupy, przelewy do mamy, pieniądze dla siostry…
i w środku coś mi się załamywało.
Nie chodzi o to, że nie chcę pomagać.
Chodzi o to, że nikt nie widzi we mnie człowieka – tylko źródło pieniędzy z podpisem: „starsza córka, ta odpowiedzialna”.
Moja mama uważa, że to mój obowiązek „oddawać swoje” siostrze, bo „mam lepiej”.
Przez moją pracę nie jestem dla nich osobą – jestem budżetem do podziału.
Najbardziej dramatyczne w tym wszystkim jest to, że kiedy wyłączam komputer w biurze, wracam do domu i zamykam za sobą drzwi, czuję ulgę nie dlatego, że mam spokój po ciężkim dniu.
Czuję ulgę, bo przez kilka godzin nikt nie dzwoni z pytaniem: „Ile jeszcze możesz dać?”.
To też może cię zainteresować: Niepokojące wieści płyną z Czarnobyla. MAEA potwierdza
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Kazik Staszewski odezwał się ze szpitala. W poruszającym nagraniu zwrócił się do fanów z ważną prośbą