Istnieje wiele legend, które wykazują, jakoby w średniowieczu spłonęły na stosach miliony niewinnych kobiet, które oskarżano o rzekome czary i magię. Jednak ani okres w nich wspomniany, ani liczba ofiar się nie zgadzają. Więc kiedy i ile osób zginęło faktycznie podczas masakr na domniemanych czarownicach?

Gdy w IX wieku w państwie Franków zechcielibyśmy uwarzyć truciznę, groziłoby nam za to kilka lat więzienia, lub banicja – czyli wygnanie z miasta. W Bawarii zaś, za to samo przewinienie musielibyśmy zapłacić grzywnę w wysokości dwunastu solidów, czyli monet z dwudziesto-cztero karatowego złota o wadze ok. 4,5g każda.

Więc kara śmierci nie była przewidziana dla kogoś kto maczał palce w siłach nieczystych? Niestety do czasu.

Po rozłamie kościoła przez reformację, gdy kościelnych zwierzchników zaczęła ogarniać paranoja na punkcie „herezji” zaczęły pojawiać się coraz bardziej surowe sankcje i coraz okrutniejsze metody na prowadzenie śledztw, a do tego wszystkiego każdy następny wyrok pokazywał „słuszność” misji i usprawiedliwiał wykorzystywanie tortur by dowieść winy podejrzanego. Tym bardziej, że pomagały one w szybkim przyznaniu się, a był to dowód koronny w tej sprawie.

Teologowie z tamtych czasów jednogłośnie twierdzili i głosili wszem i wobec, że najbardziej plugawą odmianą herezji było właśnie spiskowanie z magią. Tacy ludzie jak Michael Mointainge zdarzali się rzadko. Pisał on:

„Zbyt wysokie mniemanie mamy o swoich domysłach, bo kierując się nimi, smażymy ludzi żywcem”.

W renesansie nastąpił prawdziwy wysyp dzieł o diabelskich praktykach. Na ich czele stanął „Młot na czarownice”. Było to kompendium wiedzy z zakresu demonologii i czarownictwa. Jej głównym autorem był wpływowy alzacki dominikanin i inkwizytor, Heinrich Kramer. Był to człowiek bezbożny, skorumpowany i bezlitosny.

Jego własny zakon potępił go za liczne przestępstwa finansowe i łamanie prawa. Wielokrotnie wznawiano publikacje książki, w Polsce pierwszy raz wydana w 1614 roku. Stała się ona podręcznikiem dla inkwizycji na kolejne trzy stulecia. Wymieniono w niej cztery główne cechy czarownictwa:

- dzieci nieochrzczone składane w ofierze

-branie udziału w demonicznych orgiach

-powierzenie swego ciała i duszy służbie zła

-odrzucenie wiary katolickiej.

Jednak najgorszą w skutkach tezą wypływającą z książki było stwierdzenie, iż czary występują o wiele częściej u kobiet, gdyż – jak twierdzono „z natury łatwowierne i lekkomyślne” – są bardziej podatne na podszepty diabła.

W książce „Powiesić, wybebeszyć i poćwiartować. Historia egzekucji” Jonathana J. Moore’a czytamy:

„W ówczesnym patriarchalnym społeczeństwie kobiety miały bardzo niewiele praw, a każda, która nie żyła pod oficjalną opieką mężczyzny, była postrzegana jako zagrożenie dla obowiązujących norm.

W Anglii pod rządami Tudorów (1485–1603) panowały szczególnie ciężkie warunki ekonomiczne, a kolejne lata bardzo złych zbiorów sprawiły, że większość populacji żyła na skraju nędzy.

Jedna bezpłodna świnia albo krowa, która przewróciła się i złamała sobie kark, mogła stanowić dla całej rodziny różnicę między życiem a śmiercią. Uboga dieta i kiepska higiena przekładały się na chroniczne problemy zdrowotne. A kiedy przytrafiło się jakiekolwiek nieszczęście, bardzo łatwo było winić za to czarownicę.”

Różne nietypowe zainteresowania, małe dziwactwa lub jedno źle dobrane słowo nielubianej osoby z sąsiedztwa mogło być podstawą oskarżenia.

Nie przysługiwał jej obrońca, zeznania świadków na korzyść podejrzanego nie były brane pod uwagę, a śledztwo prowadzono według takich samych reguł. Nie pytano „czy”, lecz „kiedy, z kim i jak?” uprawiano kult diabła. Jeśli ktoś stawiał opór, były inne sposoby niż zadawanie pytań.

Istniały dwa typy tortur:

1. Tzw. ordalia miały dowieść winy lub niewinności poprzez sąd boży. Najpopularniejsze metody to:

- topienie (winne nie umierały poprzez utonięcie),

- ważenie (winna miała być lżejsza od biblii położonej na drugiej szali),

- nakłuwanie (winne były niewrażliwe na ból i nie krwawiły)

2. Wymuszanie przyznania się do winy poprzez:

- miażdżenie kciuków i palców u nóg śrubami,

- krzesła z paleniskiem do przypiekania stóp,

- wahadła do podwieszania.

Najczęściej stosowana praktyka w Polsce to rozciąganie na drabinie.

„Sfrustrowani seksualnie duchowni mieli szansę wreszcie się wyszaleć. Ponieważ o czary oskarżano przede wszystkim kobiety, stawały się one często zabawkami w rękach swoich sadystycznych oprawców. (…)

Wszyscy mężczyźni będący częścią systemu sądowego – od katów przez strażników więziennych po sędziów – mogli do woli poddawać inspekcji piersi i części intymne więźniarek.

Często w drodze na stos czy szubienicę skazane wiedźmy rozbierano do pasa i chłostano ich piersi, plecy i pośladki” – przeczytamy w „Powiesić, wybebeszyć i poćwiartować. Historia egzekucji”.

Dziś wiadomo, że w pogromie czarownic zginęło maks 40 tyś. osób, z czego co najmniej połowa na terenie dzisiejszych Niemiec, przy czym procesów przeprowadzono około 100 tysięcy.

Portal Zycie pisał również o… 11 lat temu pożegnaliśmy Macieja Kuronia. Do dziś wielu nie może zapomnieć o tym, co się zdarzyło tuż przed Bożym Narodzeniem

Jak informował portal Życie: Każdy z nas może posiadać w domu prawdziwy skarb. Okazuje się, że tych przedmiotów zdecydowanie nie należy wyrzucać

Przypomnij sobie o… Dagmara Kaźmierska przyznała, że była fanką Anny Przybylskiej. Wspomnienie aktorki wzruszyło gwiazdę do „Królowych życia”