Nie obiecywał wygranej, „misji przeprowadzonej” i nie zapewniał, iż konflikt zbrojny na Ukrainie może się wkrótce skończyć. Jednak gdy prezydent Rosji Władimir Putin wygłaszał w poniedziałek na moskiewskim Placu Czerwonym swą mowę, także nie przyzwał do kolejnego poświęcenia ani mobilizacji, nie straszył bezpośrednio zamachem nuklearnym, nie zabierał głosu odnośnie egzystencjalnej wojny z Zachodem.

Czy prezydent Rosji chce odbudowy tego, co było?

W miejsce tego, Putin, wypowiadać się na temat najwspanialszego świeckiego święta Rosji, przekazał informację dla większej rosyjskiej opinii publicznej: że mogą dalej żyć swoim życiem. Wojsko będzie w dalszym ciągu walczyło, by oczyścić Ukrainę, w odniesieniu do jego kłamliwych przekonań, z „oprawców, szwadronów śmierci i nazistów”, jakkolwiek Putin nie rozpoczął żadnej kolejnej próby zmobilizowania swoich ludzi do rozleglejszego konfliktu.

Jak podaje "Radio ZET", jednak doradca szefa ukraińskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Wadym Denysenko w wywiadzie z jednym z portali informacyjnych podjął temat "kluczowej frazy nudnego przemówienia" Putina. – Kluczową frazą było: "Walczymy na własnej ziemi". To znaczy, w tym przypadku Putin w sposób zawoalowany zasadniczo powiedział, że "przygotowujemy się do aneksji tych terytoriów i nie zamierzamy stąd odchodzić" – zaznaczył reprezentant ukraińskiego MSW.

Co o tym sądzicie?

O tym się mówi: Wielkanocne życzenia premiera Mateusza Morawieckiego kosztowały majątek. Kto za to zapłacił

Zerknij: Rosyjskiego ambasadora w Polsce spotkała nieprzyjemna niespodzianka. Wszystko w czasie jego wizyty na Cmentarzu żołnierzy radzieckich