W rezultacie jestem jedyną osobą, która została z ręką w nocniku, a wszyscy inni mają się dobrze.
Mam starszego brata, Zygmunta, i od dzieciństwa bardzo się przyjaźnimy. Cieszę się, że udało nam się utrzymać nasze ciepłe relacje przez lata. Zyga jest żonaty od dłuższego czasu, ja też jestem zamężna i oboje mamy dzieci w wieku szkolnym. Mieszkamy w tym samym mieście i bardzo często się widujemy.
Niedawno mój brat w końcu zdecydował się wziąć kredyt hipoteczny, ponieważ zbliżał się koniec okresu obowiązywania programów preferencyjnych we wszystkich bankach. Kupił dwupokojowe mieszkanie w nowym budynku na obrzeżach miasta. Wcześniej przez wiele lat wynajmowali mieszkanie — w ciągu 10 lat trzykrotnie zmieniali adres.
Mój mąż i ja mieliśmy oczywiście więcej szczęścia — mieszkamy w trzypokojowym mieszkaniu jego rodziców, którzy są na emeryturze i przeprowadzili się do małej miejscowości jego teścia, w innym mieście.
Zyga zadzwonił do mnie pierwszy z dobrą wiadomością o zakupie mieszkania:
-Lidka, to jest to — dostałem klucze. Zaczynamy remont, są tylko gołe ściany. Musimy tylko zdecydować, gdzie się zatrzymać na czas prac — za tydzień musimy opuścić wynajmowane mieszkanie... Może wynajmiemy coś na kilka miesięcy."
-Nie ma mowy! Już i tak masz ogromne wydatki. Zamieszkaj z nami — odpowiedziałam bez zastanowienia.
W ciągu tygodnia życie naszej rodziny zmieniło się diametralnie: w końcu 6 osób w trzypokojowym mieszkaniu to dużo. Ale byłam pewna, że uda nam się zorganizować nasze życie — w końcu mamy dwie kobiety na dwóch mężczyzn i dwoje nastolatków! Ale jak się okazało, za wcześnie się cieszyłam. Bratowa Anka jest osobliwą dziewczyną. Chociaż obie jesteśmy po czterdziestce, ona wydaje się tkwić w wieku 25 lat.
Być może myślę tak dlatego, że Zyga jest o pięć lat starszy od swojej żony i nieustannie podkreśla swoją męskość przy niej. Zanim brat kupił mieszkanie, pomyślałam, że co mnie obchodzą te niuanse ich relacji? Mieszkają razem, mój brat jest szczęśliwy i to jest najważniejsze.
Ale teraz infantylizm mojej bratowej stał się moim problemem. Przez pierwszy tydzień mój brat, jego żona i syn mieszkali u nas, a ja zajmowałam się wszystkim. Moja córka przynajmniej opiekowała się kuzynem, jest od niego starsza o dwa lata: budziła go, pomagała w odrabianiu lekcji, odbierała ze szkoły. A ja przygotowywałam jedzenie dla całej naszej rodziny, robiłam pranie, sprzątałam. Dziwne było dla mnie to, że Anka nigdy nie zaoferowała pomocy w tym czasie. Pod koniec drugiego tygodnia po prostu się zaparłam i postanowiłam porozmawiać z moją bratową.
-Pracujesz zdalnie, siedzisz z laptopem przez całą dobę. Czy możesz przynajmniej ugotować zupę dla całej naszej szóstki lub nawet podstawowy makaron? Jestem rozdarta na strzępy! - powiedziałam.
-Och, Lidka, nie gotuję tak dużo... Zygmunt zawsze sam karmi Pawełka na śniadanie, idą razem. Na obiad ja coś gotuję, albo mama przynosi. Często do nas przychodzi, a Pawełek też prawie zawsze jest z nią... - odpowiedziała Anka leniwym głosem.
-Dobrze, gotowanie to nie twoja działka. A co z praniem i prasowaniem? Zobacz, ile mamy teraz ludzi! I to przynajmniej na dwa miesiące — kontynuowałam, ledwo się powstrzymując
-Twoja pralka jest zupełnie inna... I żelazko też. A co, jeśli coś zepsuję? - powiedziała cicho bratowa i znów wpatrywała się w laptopa. "Mm-hmm, mój brat ma ciekawe życie" - pomyślałam.
Późnym wieczorem, kiedy dzieci już spały, Zygmunt przyszedł do mojej kuchni.
-Lidka, dlaczego to zrobiłaś? - zapytał mnie surowo. Okazało się, że Anka poskarżyła się Zygmuntowi, że chciałam ją zaangażować w prace domowe. Choć nikogo nie wyrzucam, bo nie mieliby dokąd pójść, atmosfera w domu jest gęsta i napięta.
Zerknij: Niepokojące doniesienia na temat Beaty Kozidrak. Artystka trafiła do szpitala, co było przyczyną
O tym się mówi: Synoptycy już wiedzą, czy w Wigilię spadnie śnieg. Jaka aura czeka nas 24 grudnia