Przez dziewięć lat nie widziałam matki. Nie dzwoniłam, nie pisałam, nie odwiedzałam. Ale gdy urodziła się moja córka, coś we mnie pękło. Pomyślałam: „Może teraz się zmieni. Może wnuczka zmiękczy jej serce.”

Nie wiedziałam jeszcze, że niektóre matki nie potrafią kochać – tylko kontrolować.

Zadzwoniłam do niej po dziewięciu latach ciszy. Nie krzyczała, nie oskarżała. Jej głos był chłodny, ale spokojny.

– Dobrze, że się odezwałaś. Wreszcie dojrzałaś, żeby zrozumieć, że bez matki nic nie znaczysz.

Już wtedy powinnam się rozłączyć. Ale tęsknota była silniejsza. Zgodziłam się, żeby przyjechała w odwiedziny. Mąż próbował mnie od tego odwieść.

– Kochanie, pamiętasz, jak to się zawsze kończyło.


Wiedziałam. Ale chciałam wierzyć, że po tylu latach może choć trochę zatęskniła.

Kiedy weszła do mieszkania, od razu poczułam ten sam chłód, który towarzyszył mi przez całe dzieciństwo. Rozejrzała się krytycznym wzrokiem.

– No, nieźle się urządziłaś. Widać, że mąż dobrze zarabia.

Nie było w tym ani cienia radości. Tylko zazdrość i chłodna ocena.

A potem spojrzała na moją córeczkę. Na tę małą, śmiejącą się dziewczynkę, która właśnie nauczyła się mówić „babcia”.

– Dlaczego nazwałaś ją Nina? – spytała. – To imię brzmi pusto. Ja bym wybrała coś porządnego. Na przykład Helena.


Zaśmiałam się, myśląc, że żartuje. Nie żartowała.

Zaczęło się od drobiazgów. Poprawiała sposób, w jaki trzymam dziecko. Krytykowała męża, że „zbyt mało męski, za mało stanowczy”. Podpowiadała, że dziecko powinnam wychowywać „po swojemu, a nie według jakichś nowoczesnych bzdur”.

A potem zaczęła mówić rzeczy, które mroziły mi krew w żyłach.

– Ja tej Niny nie mogę tak wołać. To imię mi się nie podoba. Jak będę mówić – Helenka, to się przyzwyczai.


– A ten twój mąż? Nie wydaje ci się, że to nie ten człowiek?


– Gdybyś mnie słuchała, nie żyłabyś w takim chaosie.

Nie wytrzymałam. Powiedziałam, żeby się nie wtrącała. A ona spojrzała na mnie z pogardą.

– Zawsze byłaś niewdzięczna. Wychowałam cię, a ty mnie teraz obrażasz.

Tamtego wieczoru znów czułam się jak dziewczynka, która stoi w kuchni i słucha krzyków. Która nie może zrobić nic dobrze. Która wciąż słyszy:

„Zawiodłaś mnie. Zawsze zawodzisz.”

Przez dziewięć lat próbowałam o tym zapomnieć. Zbudowałam swoje życie, swoje szczęście. Ale ona wróciła i jednym spojrzeniem zburzyła wszystko, co udało mi się odbudować.

Następnego dnia spakowałam jej rzeczy. Zdziwiła się, gdy zobaczyła walizkę.

– Co to ma znaczyć? – zapytała z chłodnym uśmiechem.


– To znaczy, że wyjeżdżasz, mamo. I że tym razem nie wrócisz.


– A więc znowu mnie odrzucasz? Po wszystkim, co dla ciebie zrobiłam?


– Tak. Bo tym razem robię to dla siebie. I dla Niny.

Zamarła. Po raz pierwszy widziałam w jej oczach coś, co przypominało strach. Nie z mojego gniewu, lecz z tego, że straciła władzę.

Nie widziałyśmy się od tamtego dnia. Czasem pisze SMS-a:

„Tęsknię za wnuczką. Wybaczysz mi kiedyś?”

Nie odpowiadam. Nie dlatego, że nienawidzę. Tylko dlatego, że w końcu przestałam się bać.

Moja córka ma imię, które wybrałam z miłości. Mój dom ma spokój, który wywalczyłam krwią i łzami. I choć wciąż czasem boli, wiem jedno: nie każda matka zasługuje, by nazywać się mamą.

To też może cię zainteresować: Z życia wzięte. "Opiekuję się wnukami za darmo, a zięć żałuje grosza na benzynę": Teraz zobaczy, że babci nie warto lekceważyć

Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Z życia wzięte. "Porzuciłem żonę dla młodszej kobiety": Zdradziła mnie, a ja w wieku 50 lat wróciłem pod dach matki