Dziś ceny za pełnowymiarowy obiad w lokalach gastronomicznych nad morzem mogą sprawić, że nasz portfel będzie świecić pustkami. Internauci przerzucają się zdjęciami paragonów, jakie otrzymali po zapłaceniu za posiłek w restauracjach i barach w Darłowie czy Jastarni.

Niektórzy zostawili nawet po 250 złotych za dwie osoby! Kiedy skończy się drożyzna w polskich kurortach?

Niestety, winą za tę sytuację trzeba obarczyć nie tylko chcących maksymalnie wykorzystać okazję restauratorów, ale galopującą inflację, rosnące ceny, a także przymus nieustannej dezynfekcji w lokalach (co rodzi przymus ciągłych zakupów środków chemicznych), zmniejszenie liczby klientów, którzy mogą skorzystać z goszczenia się w lokalu w jednym momencie.

Restauratorzy przekonują, że nie każdy „zdziera”, ale przy obecnych kosztach utrzymanie dawnych cen jest praktycznie niemożliwe.

Kosmiczne ceny w lokalach gastronomicznych w nadmorskich kurortach. Polaków nie stać na pobyt nad Bałtykiem!

Jak donosi portal finanse.wp.pl, dziś normą za posiłek w restauracjach i barach nad morzem są rachunki opiewające na 200-250 złotych i to wcale nie wykwintne dania.

Smażalnie ryb w wielu miejscowościach, m.in. w Jastarni same przekonują, że tanio w tym roku nie jest i z pewnością nie będzie. Okazuje się, że problemem są… same ryby, które nagle stały się towarem deficytowym.

fot. Pexels

Połowy sa z roku na rok coraz mniejsze, przez co pośrednicy dyktują wysokie ceny. Problem pogłębia fakt, że w tym roku większość Polaków na urlop lub krótki wypoczynek wyjedzie właśnie nad polskie morze ze względu na epidemię koronawirusa.

Dodatkowo, koszty w restauracjach rosną przez opłaty, jakie musi poczynić właściciel.

- Klienci nie zdają sobie sprawy z tego, że w takiej restauracji za sam prąd płaci się przynajmniej 5 tys. zł miesięcznie. Do tego trzeba opłacić pensje 20 pracowników wraz ze składkami ZUS, nie mówiąc już o podatkach – przekonuje w rozmowie z Wirtualną Polską restaurator z Trójmiasta.

Co jeszcze? Opłata za koronawirusa, czyli przymus stworzenia większych odległości między klientami restauracji, co zmniejsza liczbę gości zamawiających posiłek w jednym czasie. Do tego dochodzą koszty środków do dezynfekcji i środków ochrony osobistej, jak maseczki czy rękawiczki.

Są oczywiście lokale, które chcą sobie odbić straty klientów wynikające z braku gości podczas majówki, ale to raczej mniejszość.

Dziś za jedną z najtańszych ryb, czyli dorsza trzeba zapłacić do 12 złotych z 100 g. Droższe są oczywiście antary, turboty, czy halibuty. 100 g kerguleny to koszt minimum 17-18 złotych. Eksperci przestrzegają, że to jednak nie koniec drożyzny, a wręcz odwrotnie – jej początek!

Przypomnij sobie o… CZY POLACY ZAPOMNIELI JUŻ O PANDEMII KORONAWIRUSA? NASZE ZACHOWANIA MOGĄ MIEĆ NEGATYWNE SKUTKI

Jak informował portal Życie: JAK KORONAWIRUS WPŁYNĄŁ NA INNE CHOROBY? ŚWIATOWA ORGANIZACJA ZDROWIA ZABRAŁA GŁOS W TEJ SPRAWIE

Portal Życie pisał również o… NIKT NIE PRZYPUSZCZAŁ, ŻE TAK ZAKOŃCZY SIĘ JEDNO Z WESEL. GOŚCIE ZAKAŻENI KORONAWIRUSEM