Choć większość z nas ma świadomość tego, że dzieci muszą wrócić do normalnego trybu nauki, a zdalne nauczanie non stop nie jest dobrym rozwiązaniem to wielu rodziców żywi poważne obawy co do możliwości zakażenia się.

Szczególnie o swoje pociechy drżą rodzice dzieci z obniżoną odpornością i chorych na poważne choroby. Pojawił się pomysł, by takie dzieciaki miały możliwość brania udziału w lekcjach przez Internet. Co na to Ministerstwo Zdrowia?

Okazuje się, że resort edukacji nie widzi żadnych przeciwwskazań do powrotu dzieci do szkół 1 września w pełnym zakresie, jednak ostateczną decyzję co do funkcjonowania szkoły w obecnych warunkach będzie miał dyrektor placówki.

- Nie ma obowiązku zasłaniania ust i nosa w szkołach. Nie będziemy oczywiście tego zakazywali, a w większych grupach będzie to obowiązywać. Natomiast w przypadku standardowych zajęć nie przewidujemy takiego obowiązku - mówił minister edukacji Dariusz Piontkowski w trakcie konferencji prasowej, cytowany przez serwis Parenting.

Rodzice nie będą mieli jednak możliwości zgłoszenia potrzeby przejścia na tryb nauki zdalnej indywidualnie dla dziecka, gdyż „nie są wirusologami”. Tu pojawiło się wielkie oburzenie wielu rodziców, szczególnie dzieci z obniżoną odpornością i chorych na choroby przewlekłe. Czują, że zostali pozbawieni drogi wyjścia z patowej sytuacji i umożliwienia swoim dzieciom normalnej edukacji bez strachu o ich zdrowie i życie.

Dariusz Piontkowski wprost o powrocie dzieci do szkół

Rodzice mają sporo obaw, o których mówią w Internecie głośno, szczególnie, że szkoły zamknięto wiosną, gdy przypadków nie było tak wiele, a dziś codziennie pokonujemy kolejne granice w liczbie zakażonych.

- Obowiązuje nakaz chodzenia w maseczce w zamkniętych przestrzeniach, a w szkole uczniowie nie będą ich nosić. Jaki będzie więc reżim sanitarny w szkole, która ma ponad 1000 uczniów? Klasy są małe, a z powodu wyżu w klasie jest po 30 osób. Co w sytuacji, kiedy nie zgodzę się na wysłanie syna do szkoły? - pyta pani Magda w liście do redakcji serwisu Parenting.

Wiele osób boi się o dzieci z chorobami predysponującymi do ciężkiego przechodzenia COVID-19. Zetknięcie się z osobami chorymi, które mogą znajdować się w szkole, komunikacji miejskiej itd. może stanowić dla nich ogromne zagrożenie. Rodzice mają pretensje o brak zapewnienia edukacji hybrydowej – część dzieci wraca do ławek, a część zostaje w domu.

Wiele rodziców uważa, że szkoły mogą stać się wylęgarnią koronawirusa, który będzie przechodził na osoby starsze, szczególnie, jeśli uczniowie mieszkają wspólnie z dziadkami.

Mogą też sami przechodząc zakażenie bezobjawowo zarazić członków rodziny z ciężkimi chorobami, np. niewydolnością nerek czy schorzeniami pulmonologicznymi.

Zdanie w tej kwestii wyraził wirusolog dr Tomasz Dzieciątkowski. Ma odmienne zdanie od stanowiska MEN w sprawie osłaniania twarzy – zaleca noszenie przyłbic przez dzieci na cały czas przebywania w szkole.

- Oczywiście jako wirusolog powiedziałbym, że lepiej, aby dzieci pozostawały w domu i chroniły się, aż ryzyko nie minie całkowicie. Jednak nie łudźmy się, że nauka zdalna może przenieść takie same efekty jak lekcje w szkole. Kolejnym aspektem jest to, że dzieci bardzo potrzebują kontaktu z grupą rówieśniczą – tłumaczy serwisowi Parenting.

Jak informował portal "Życie": NOWE RESTRYKCJE NA POLSKICH WESELACH. ZASADY, KTÓRE MAJĄ ZOSTAĆ WPROWADZONE NIE UCIESZĄ MŁODYCH POLAKÓW, DZIADKOWIE MOGĄ MIEĆ ZAKAZ ZABAWY

Przypomnij sobie: SANEPID PILNIE POSZUKUJE UCZESTNIKÓW MSZY, MOGĄ BYĆ ZARAŻENI. W NABOŻEŃSTWIE BRAŁA UDZIAŁ OSOBA Z KORONAWIRUSEM

Portal "Życie" pisał również: KIEROWCY MUSZĄ MIEĆ SIĘ NA BACZNOŚCI, POSIADACZE PRAWA JAZDY NIE UNIKNĄ PEWNEGO OBOWIĄZKU. ZAPŁATA BĘDZIE OBLIGATORYJNA