W wieku 16 lat, zaraz po 11 klasie, zakochałam się w nieświadomości. Był przystojnym studentem, pięć lat starszym ode mnie. Przyjechaliśmy latem do mojej babci w naszym centrum powiatowym, byliśmy w tej samej firmie.

To było najpiękniejsze lato w moim życiu, najszczęśliwsze!

Kiedy wyjechał na studia do Warszawy pod koniec sierpnia, zdałam sobie sprawę, że spodziewam się dziecka… Właśnie dostałam się na studia! Jak powiedzieć rodzicom?

Krótko mówiąc, wszystko udało mi się ukryć dzięki starszej siostrze, która już wtedy mieszkała i pracowała w ośrodku regionalnym, gdzie musiałam się uczyć.

Brzuch był mały i długo pozostawał niewidoczny. Rzadko wracałam do domu i przez ostatnie trzy miesiące zupełnie przestałam tam jedzić. Potem poszłam do szpitala...

Chciałam chwilowo zostawić dziecko w sierocińcu, jednak nie umiałam tak po prostu oddać.

Nie mogłam też wyznać rodzicom i położyć tego na ich ramionach: mój ojciec był już bardzo chory, mama go nie zostawiła. Nie mogłam sobie pozwolić na zawracanie głowy rodzinie.

A kiedy urodziłam syna, wszystko rozwiązało się samo. I jak mi się wtedy wydawało — w najlepszy sposób.

Tak się złożyło, że dziecko mojej współlokatorki nie przeżyło, więc oddałam jej swoje. Zrozum, miałam 17 lat! Nawet lekarze mnie wspierali, nie odmawiali.

***
A teraz minęły lata. Wszystko się układa. Pobrałam się z obcokrajowcem.

Mój mąż i ja nie mamy własnych dzieci, to się nie udaje, chociaż już się staramy i leczymy. Mój mąż zna mój sekret i nie ocenia mnie, rozumie, że byłam wtedy za młoda na macierzyństwo, a do tego nie były to proste okoliczności życiowe.

Minęło już 10 lat. Przyszliśmy sprzedać dom moich rodziców, bo ich nie ma, ani mojego ojca, ani matki.

Postanowiłam znaleźć syna, żeby przynajmniej spojrzeć na moje jedyne jak dotąd dziecko…

Pomimo tajemnicy lekarskiej i tajemnicy adopcyjnej, dzięki koneksjom mojej siostry i naszym pieniądzom udało nam się znaleźć rodzinę, w której mieszka mój syn Stepan.

Wiem, do jakiej szkoły chodzi moje dziecko, w jakim domu mieszka.

Codziennie już od tygodnia patrzę rano, jak wychodzi z ganku, idzie do szkoły, kupując po drodze kotlet piekarniczy w cieście lub bułce… A potem po 5-6 godzinach wychodzi z chłopcami z drzwi szkoły, mijają mnie hałaśliwie, nie zauważając jakiejś dziwnej ciotki…

Nie wiem co robić. Podejść do niego, porozmawiać? Zapukać do drzwi tej rodziny i złamać jej zwykłe szczęśliwe życie? Zabrać dziecko kobiecie, która kiedyś została matką dziecka, którego wtedy nie potrzebowałam?

Idź do domu, upewniając się, że z synem wszystko w porządku, jak radzą mi mój mąż i siostra i żyj dalej?

Ale jak? Jak mam go znowu zostawić, po raz drugi?

Stoję na rozdrożu, na którym nigdy w życiu nie byłam i nie wiem, którą drogą iść…

O tym się mówi na świecie: ŚWIATOWA ORGANIZACJA ZDROWIA BIJE NA ALARM I OSTRZEGA PRZED KOLEJNĄ EPIDEMIĄ. CORAZ WIĘCEJ OFIAR GROŹNEJ CHOROBY