Usiadła, łapiąc powietrze, po czym powiedziała, że jestem złą kobietą, że nie kocham moich mężczyzn i poszła do domu. Mam męża i syna, który ma dwanaście lat. Od samego początku naszego życia rodzinnego z Antonim mówiłam, że nie będzie podziału na pracę czysto kobiecą i czysto męską. To już nie epoka kamienia łupanego, oboje pracujemy, więc prace domowe będziemy wykonywać razem. Dlatego pewnie nie miałam problemów podczas urlopu macierzyńskiego, kiedy musiałam wziąć wolne, a i tak dawałam radę zajmować się dzieckiem, myć podłogi i gotować. Robiliśmy to na zmianę z mężem. Byliśmy zadowoleni z tego układu i przynajmniej nigdy nie kłóciliśmy się o urlop macierzyński.
Jestem nawet gotowa, aby ponownie pójść na urlop macierzyński, zwłaszcza teraz, gdy kwestia kredytu hipotecznego została rozwiązana. Matka mojego męża mieszka dość daleko od nas — trzy godziny jazdy pociągiem. Ma własny dom, ogród, męża i młodszego syna z rodziną u boku. Więc nie zawraca nam głowy częstymi wizytami.
Zwykle jeździliśmy do nich, żeby w czymś pomóc, przywieźć coś z miasta, na przykład lekarstwa. Kiedy pobraliśmy się, na początku teściowa próbowała wykorzystać mnie jako pracownika, ale jestem trochę trudna. Jestem gotowa do pomocy, ale nie zamierzam nikogo nosić na plecach. Grażyna prychnęła z niezadowoleniem, ale zrezygnowała z planów zmuszenia mnie do pracy.
Podjęła jeszcze kilka takich prób, ale z tym samym zerowym rezultatem. Prawdopodobnie dlatego z taką gorliwością zajęła się swoją drugą synową, żoną młodszego syna. Była miłą dziewczyną, ale zbyt miękką. Nie potrafiła w porę zawalczyć i teraz od siedmiu lat jest pod jarzmem teściowej. A teściowa ma taką mentalność domatorki, że po prostu trzeba dać jej szansę to pokazać. Tak więc w naszym domu teściowa była rzadkim gościem.
Zwykle przyjeżdżała na jakieś święta i zapowiadała swoją wizytę z wyprzedzeniem. Zwykle spotykaliśmy się z nią w odpowiedni, szlachetny sposób, z pełną paradą. Ale ostatnio postanowiła przyjść niespodziewanie, sama. Jest sobota, dwunasta po południu, dzwoni dzwonek do drzwi. Otwieram drzwi, a to droga Grażyna we własnej osobie.
"Tak, nie spodziewałaś się mnie" - śmieje się teściowa - "Chciałam ci zrobić niespodziankę. Wczoraj miałam wizytę u lekarza, a wieczorem spotkałam się z moją przyjaciółką, która właśnie przyjechała do córki. Spędziłyśmy więc całą noc, rozmawiając z nią. A teraz pomyślałam, że wpadnę do ciebie.
"Właściwie to nic nie szkodzi, ale właśnie sprzątamy." Mąż bez entuzjazmu, ale z całą starannością, czyścił kuchenkę, której wraz z synem zabrudzili lico, próbując przerzucić naleśnik w locie. "Cześć babciu" - pomachał do teściowej z odkurzaczem, a wtedy wyszedł mąż w fartuchu i gumowych rękawiczkach. Myślałam, że moja teściowa dostanie zawału.
Kobieta, która całe życie zajmowała się swoim mężem i dwoma synami, nagle zobaczyła, że można żyć inaczej. Matka męża została przyprowadzona do kuchni, poczęstowana herbatą i naleśnikami, które mąż i syn usmażyli wczoraj, a na jej twarzy malował się ból i zaskoczenie. Oszczędnie odpowiadała na moje pytania, a potem pospieszyła na stację kolejową.
Zaproponowałam, że ją podwiozę, ale odmówiła. Przy drzwiach matka męża wyszeptała tragicznie, że wszyscy postępujemy źle. "Nie kochasz swojego syna ani mojego", powiedziała. "Dlaczego wysuwasz takie wnioski?"
"Gdybyś ich kochała, nie upokarzałabyś ich pracą kobiet!" "Och, matko mojego męża, musisz już iść, miło było cię widzieć." Nie zamierzałam znowu wysłuchiwać tych bzdur o roli kobiet i mężczyzn w domu. Nie rozumiem, dlaczego jest taka zawstydzona. Moi mężczyźni pomagają mi w sprzątaniu, potrafią coś ugotować. Żyjemy w XXI wieku, to normalne! Wyobrażam sobie szok kulturowy, jaki musi przeżywać matka mojego męża. Ale może potem jeszcze bardziej doceni swoją młodszą synową, która wszystko w domu robi sama.