Od razu przyciągnął moją uwagę, był prawdziwy, nie wiem, jak to dokładnie wyjaśnić. Ale z nim było prosto i spokojnie. Nie musiałam szukać podwójnego dna w jego słowach, żadnych skomplikowanych gier, wszystko było proste i szczere. W świetle mojego ostatniego związku to był po prostu balsam dla mojej duszy.
Od razu powiedział mi, że nie jest stąd. Pochodzi z wioski w sąsiednim województwie. Jego rodzice mają tam małe gospodarstwo, a także pracują w przedsiębiorstwie rolnym. Kiedyś jego rodzice nalegali, aby ich syn zdobył wyższe wykształcenie i rozpoczął życie w mieście. Irek nie miał nic przeciwko temu, a perspektywa życia na wsi również go nie kusiła.
W mieście skończył studia, znalazł pracę w swojej dziedzinie i zarabiał dobre pieniądze. Związki z dziewczynami mu się nie układały, odstraszała je jego prostolinijność. Ja natomiast go lubiłam. Najprawdopodobniej powodem było to, że jego dziewczyny były młodsze od niego, a ja byłam pięć lat starsza i miałam dość tych romansów, tajemnic, zagadek i innych bzdur. Chciałam spokojnego, równego życia bez emocjonalnych huśtawek.
Wszystko to znalazłam w Irku, więc szybko zaczęliśmy romans, zamieszkaliśmy razem i oświadczył mi się. Mieliśmy skromny ślub. W mieście spędziliśmy czas z moimi rodzicami i wspólnymi przyjaciółmi, a następnie udaliśmy się do rodziców mojego męża, ponieważ wcześniej rozmawiałam z nimi tylko przez telefon.
Na początku wszystko było w porządku. Mieszkaliśmy w moim mieszkaniu, postanowiliśmy na razie nie spieszyć się z powiększaniem rodziny, oboje pracowaliśmy. Ale mój mąż stracił pracę i nie mogliśmy znaleźć mu nowej. Kryzys drastycznie ograniczył liczbę miejsc pracy, a te, które pozostały, wcale nie były satysfakcjonujące pod względem wynagrodzenia.
Kwestia pieniędzy nie była dla nas zbyt dotkliwa. Nie mieliśmy kredytów ani hipotek, nie mieliśmy jeszcze dzieci, a ja miałam stały dochód. Ale myśl o siedzeniu mi na karku denerwowała mojego męża. Nie był do tego przyzwyczajony, czuł się bardzo niekomfortowo, mimo że przekonywałam go, że to nie ma znaczenia. Każdy ma trudne okresy, niezależnie od tego, czy znajdzie pracę.
Ale pół roku poszukiwań nie przyniosło sukcesu. Mąż na siłę znalazł pracę, żeby coś przynieść do domu, ale jego zarobki były dużo niższe niż moje. To było straszne dla jego ego, nie mógł zmienić sytuacji.
W końcu stwierdził, że musimy się przeprowadzić. Taki obrót spraw był dla mnie zaskoczeniem. Gdzie, dlaczego, z jakiego powodu? Okazało się, że mój mąż rozmawiał ze swoim ojcem, który obiecał, że dowie się o pracę. Dowiedział się, że jest wolne stanowisko, pensja w wiosce jest kosmiczna, a Irek spełnia wymagania.
Według standardów mojego męża pensja nie była skandaliczna, ale była tylko nieznacznie niższa od moich zarobków. Więc już było dobrze. Kwestia mieszkania również została tam rozwiązana. Jego rodzice mają duży dom, więc na początku można mieszkać z nimi, a potem znaleźć własne miejsce, a nawet je kupić, nie jest to zbyt trudne.
Dla mojego męża to była idealna opcja, ale mnie to zupełnie nie odpowiadało. Nigdy nie marzyłam o życiu na wsi; przyjazd na kilka tygodni to jedno, ale nie chcę tam mieszkać na stałe. Poza tym przeprowadzka do teściów, gdy mam własne mieszkanie w mieście, to też dziwny pomysł.
- Co jest nie tak z moimi rodzicami? Zaakceptowali cię dobrze i nie skrzywdzą cię teraz — mąż nie rozumiał.
Nie jestem snobką, rozumiem, że kobiety na wsi dbają o siebie, ale bardzo wątpię, że przy swoich pensjach będą skłonne wydać takie kwoty na sesję pielęgnacyjną. W mieście też nie każdego na to stać, bo obiektywnie nie jest to tania przyjemność.
I nie widzę sensu w obniżaniu standardów życia. Pracuję z pewnymi produktami, które zostały przetestowane i sprawdzone przez długi czas, a wszystkie pochodzą z segmentu luksusowego. Nie chcę przechodzić do kategorii ekonomicznej, to zbyt problematyczne.
Wyjaśniłam to mojemu mężowi, ale nie zrozumiał i sprowadził moje wyjaśnienia do tego, że nie chcę iść. Czasami jego prostota mnie zaskakuje.
Mój mąż nie zgodził się ze mną, widząc ogromną różnicę — tutaj siedzi mi na karku, co jest niewłaściwe dla mężczyzny, a tam będzie zarabiał.
Nie rozumiem tej logiki. Wierzę, że w końcu znajdzie normalną pracę w mieście, tylko musimy jeszcze trochę poczekać. Mamy wystarczająco dużo pieniędzy, nie winię go za jego pensję. Ale jest uparty i to wszystko — czuje się niekomfortowo, kiedy to ja utrzymuję rodzinę. Według niego jest jak osoba na utrzymaniu — mieszka w moim mieszkaniu na mój koszt.
Matka radzi mi, żebym się wyprowadziła. Jej zdaniem żona powinna być przy mężu, dając mu prawo do grania pierwszych skrzypiec. Mówi, że tam będę mogła rozwinąć bazę i znaleźć pracę dla siebie. A jeśli będę się opierać, rozbiję rodzinę.
Nie wiem, czy powinnam się zgodzić. Nie rozważamy opcji, że on odejdzie, a ja zostanę. Oboje uważamy, że to nie jest rodzina...
Nie przegap: Karol Strasburger przerwał milczenie. Nie pracuje dla TVP
Zerknij: Zrzutka na kampanię PiS. Jacek Kurski przeznaczył na nią fortunę