Wszystkie zdobyły wyższe wykształcenie. Dziś każde z nich mieszka z własną rodziną. Mamy wiele wnuków. Nasze córki odwiedzają nas, dzwonią do nas, pomagają nam. Ale dla naszych synów jest tak, jakbyśmy nigdy nie istnieli.
Zapomnieli o nas. Dzwonią synowe, dzwonią wnuki, a synowie pewnie myślą, że skoro ich żona lub syn zadzwonili do mamy, zapytali o jej zdrowie i złożyli życzenia z okazji świąt, to sami już nie muszą się o to martwić.
Ale my po prostu chcemy ich usłyszeć, przynajmniej czasami. Sami próbujemy się do nich dodzwonić, ale bezskutecznie. To jasne, że chłopcy mają własne sprawy do załatwienia.
Ale czy córki mają mniej problemów? One znajdują dla nas czas. Nasz wiek i stan zdrowia nie pozwalają nam na rozwiązywanie naszych problemów całkowicie samodzielnie. Czasami potrzebujemy pomocy.
Kiedy potrzebowałam naprawić dach, musiałam zwrócić się do osób z zewnątrz, a moi synowie nie przyszli na ratunek. Kiedy mój mąż potrzebował pomocy w zakupie alkoholi, zięć zabierał go do sklepów monopolowych, a córki pomagały we wszystkim.
Synowie ograniczali się do dzwonienia... Półtora roku temu najstarsza córka w wyniku wypadku została nosicielką wirusa HIV. Teraz sama potrzebuje pomocy. Młodsza córka opiekowała się nami.
Ale pół roku temu straciła pracę i wyjechała za granicę, a my, dwoje starszych ludzi, zostaliśmy bez nikogo, kto mógłby się nami zaopiekować. Nie mamy siły chodzić do apteki po leki. Nasza emerytura ledwo wystarcza na życie, więc nie możemy zatrudnić opiekunki.
Moja najstarsza synowa zaproponowała, żebyśmy sprzedali dom i przenieśli się do domu opieki. Warunki są tam dobre i mają zapewnioną opiekę medyczną, której potrzebujemy.
Kwota uzyskana ze sprzedaży domu wystarczy na opłacenie mieszkania w domu spokojnej starości, a jeśli to nie wystarczy, moja synowa dołoży więcej pieniędzy. Pomysł sam w sobie nie jest zły. Szkoda tylko, że żaden z naszych synów nie zaprosił nas do siebie.
Nie przegap: Prawda wyszła na jaw. Dlaczego Karol Strasburger zdecydował się na dziecko tak późno