Tak jest z moimi rodzicami. Wcześniej nie chcieli się rozejść, a teraz ciągle muszę pomagać ratować ich małżeństwo. Mam współmałżonka i dziecko, a z powodu ciągłych wyjazdów do rodziców w mojej rodzinie pojawiły się nieporozumienia.

Takie poświęcenie nie powinno mieć miejsca

Moi rodzice nieustannie się kłócili. Wszystko zaczęło się od prostych kłótni i godzenia się, zachowania jakby nic się nie stało. Jednak z czasem sytuacja znacznie się pogorszyła. Ciągle musiałam działać jako rozjemca i mediator. Cała negatywność spadła na mnie. Długo czekałam, aż moi rodzice się rozejdą. W końcu zaczęli mieszkać już jako obcy sobie ludzie, w osobnych pokojach.

Jednak mimo to nadal nie spieszyli się z rozwodem. Kiedy skończyłam szkołę, zdecydowałam się wyjechać do innego miasta, żeby nie widzieć ciągłych starć moich rodziców, ponieważ byłam zmęczona tym, że zawsze zrzucają na mnie całą negatywność.

Moja mama mawiała, że ​​mam takiego samego pecha jak mój ojciec. A mój ojciec, wręcz przeciwnie, powiedział mi, że wyzywam go jak mama. I tak cały czas w kółko. Nie lubiłam wracać do domu, bo to nie były wakacje, tylko słuchanie, jak rodzice narzekają na siebie nawzajem.

Wtedy zaczęłam w kółko mówić rodzicom, żeby się rozeszli, lecz oni mnie nie słuchali.

- To nasze mieszkanie trzeba będzie wymienić. Dzielenie się całym majątkiem. To tyle kłopotów! Nie chcę!

- Na starość nie chcę cierpieć z powodu rozwodu. Ludzie będą się z nas śmiać. Nikt normalny tak nie robi!

Nie mogłam znieść ich zachowania i tego, jak się czułam po spotkaniach z nimi. Byłam psychicznie obciążona, co negatywnie wpływało na moje fizyczne samopoczucie. Gdy dotarło do mnie, że angażowanie się w ich sprawy psuje moje relacje z moją własną rodziną, zdecydowałam się na odstąpienie od roli rozjemcy własnych rodziców...

Zerknij: Z życia wzięte. Na weselu teściowej nie będzie. Od pierwszego dnia mnie nie akceptowała

O tym się mówi: Taki przypadek zdarza się w naszym kraju raz na 170 lat. Lekarze donoszą, że właśnie miał miejsce. O co chodzi