Rozumiem, że to normalne, że nie kocha się synowej, ale syna? Jakim trzeba być człowiekiem, żeby dzielić się spadkiem, kiedy syn jest w szpitalu. To szczyt cynizmu, nic więcej.

Kilka tygodni przed Bożym Narodzeniem, mąż miał wypadek. Samochód był całkowicie rozbity, trafił do szpitala. Natychmiast wykonano dwie operacje. Nikt nie podał żadnych rokowań. Potem okazało się, że było to celowe posunięcie, mające na celu ochronę przed "złym okiem".

Teraz, dzięki Bogu, wszystko jest w porządku. Ukochany dochodzi do siebie, ale będzie musiał leżeć w szpitalu jeszcze dwa tygodnie, może dłużej. Życie nie jest zagrożone. Powrót do zdrowia po wstrząsie mózgu i zagojenie się złamań wymaga czasu.

Rodzina i przyjaciele starali się, jak mogli, aby mnie wspierać. Niestety były to rozmowy telefoniczne, ponieważ rodzice mieszkają daleko, a znajomych nie wpuszczono do szpitala. W ogóle nikogo nie wpuszczali. Nie było wsparcia ze strony krewnych męża. Ogólnie rzecz biorąc, ich reakcja była niesamowita. Krewni męża nie akceptują mnie od samego początku, teściowa szczególnie.

Krewni mojego męża to chodzące łajzy...

Mając to wszystko na uwadze, sposób, w jaki zareagowali w szpitalu, był trudny do wyjaśnienia. Spodziewałam się łez, napadów złości, czegokolwiek, bo syn jest w ciężkim stanie. Tymczasem przede mną stało ucieleśnienie powściągliwości. Biznesowa kobieta porozmawiała z lekarzem i wyszła.

Następnego dnia znowu przyszła do szpitala. Kiedy ja próbowałam wyciągnąć od lekarza jakieś informacje, ona rozmawiała przez telefon z moim szwagrem. Dowiedzieli się, w jakim majątku mój małżonek ma udziały. Ustalili, kto co dostanie, jeśli nagle coś się stanie.

Co to za matka, że ​​pozwala na takie rozmowy?! Siedziałam na korytarzu i wszystko słyszałam! Nie pojmuję. Syn jest na oddziale intensywnej terapii, a ona, zamiast modlić się o jego powrót do zdrowia, "dzieli skórę na żywym niedźwiedziu"...

Kiedy mój mąż doszedł do siebie i trochę się wzmocnił, opowiedziałam mu o rozmowie. Może ktoś pomyśli, że postąpiłam niewłaściwie, ale nie mogłam tego utrzymać w tajemnicy. Okazało się, że kiedy odwiedziła go matka, była zainteresowana tym, czy sporządził testament. Potem pomyślał, że to żart. Jednak po tym, jak mu wszystko opowiedziałam, zrozumiał, co się dzieje.

Pokłócił się mocno z matką i nie chciał jej widzieć ani się z nią komunikować. Rozumiem go. Tymczasem teściowa postanowiła obwinić mnie za wszystko i powiedzieć, że mogę się cieszyć, bo wszystko dostanę. Tak czy siak, dziedziczyłabym po mężu, a gdyby próbowali podważać jego wolę, jedynie Sąd Boży mógłby ich uraczyć karą...

Zerknij: Jerzy Owsiak reaguje na mocne zarzuty pod adresem Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Wziął sprawy w swoje ręce

O tym się mówi: Sprawą malutkiej Madzi z Sosnowca żyła cała Polska. Wszyscy mieli nadzieję na szczęśliwy finał poszukiwań. Od tych koszmarnych wydarzeń minęło 11 lat