I za wszystko pragnę podziękować jego matce, która rozsiewa bzdury. Nie chcę sprzedawać mieszkania, aby wziąć wspólny kredyt hipoteczny, a moja teściowa krzyczy, że jeśli kobieta nie planuje opuścić rodziny, to nie potrzebuje osobnego mieszkania.
Zastanawiasz się? Oczywiście bzdury. Ale to już zostało powiedziane tak wiele razy, że mąż zaczął w to wierzyć. A teraz, po matce, powtarza te bzdury. Moje argumenty i zdrowy rozsądek nie pomagają. Przed teściową nie można było wcześniej sięgnąć, a mąż zaczął się odgradzać.
Przez trzy lata małżeństwa myślałam, że ogólnie dobrze sobie radzimy. Mam mieszkanie, choć wymaga odnowienia ale nie musisz go wynajmować. Mój mąż ciężko pracuje, ja też nie siedzę bezczynnie. Doskonałe pozycje startowe na początek życia rodzinnego.
Oczywiście nie możesz mieszkać w kawalerce przez całe życie, ponieważ będą dzieci, które będą musiały mieć także własny pokój. Dlatego w przyszłości potrzebujesz większego mieszkania lub nawet własnego domu, ale to jest idealne marzenie. I nie widziałam z tym żadnych problemów.
Plan był taki: mieszkamy w moim mieszkaniu, ciężko pracujemy i zarabiamy na kredyt hipoteczny, a jeśli nam się poszczęści w pracy, to na całe mieszkanie. Tak, to nie jest szybki proces, wszystko jest jasne, ale jeśli usiądziesz dokładnie na piątym punkcie, to będzie jeszcze dłużej.
Najbardziej wrażliwą częścią planu był mój możliwy dekret. Ustaliłam zarówno siebie, jak i mojego męża, że dekret będzie, gdy już rozwiązaliśmy problem mieszkaniowy. Jesteśmy młodzi, nie mamy się do czego spieszyć. Weźmy mieszkanie, aczkolwiek z hipoteką, a wtedy będzie można iść na urlop macierzyński. Mój mąż będzie pracował, moje mieszkanie będzie wynajmowane, a my je wyciągniemy.
Mój mąż zgodził się ze mną, taki plan wydawał mu się całkiem skuteczny. I zaczęliśmy to wprowadzać w życie. Ale oprócz męża też moja teściowa postanowiła wyrazić swoją cenną opinię. Zrobiła to niecały rok po naszym ślubie.
Matka mojego męża nie była zadowolona, że nie spieszymy się z dziećmi. Jej zdaniem mamy dach nad głową, więc musimy od razu urodzić, żeby później móc pojechać do szpitala położniczego po drugie dziecko.
Wyjaśnialiśmy nasze plany, jak i co chcemy robić, jak byłoby wygodniej, ale to nie pasowało teściowej. Powiedziała, że to wszystko bzdury, które później wyjdą nam na jaw.
- Zaoszczędzisz na siwe włosy na swoje mieszkanie. Teraz ceny gwałtownie rosną. A kiedy urodzi się dziecko? Na emeryturze?
Próbowałam bronić swojej pozycji - nie chcę kulić się z dzieckiem w kawalerce, a potem żyć z miesiąca na miesiąc, bo jeden mąż zarabiać będzie na rodzinę. Więc zepsujemy sobie życie, a nie wiadomo jeszcze, kiedy kupimy mieszkanie. Ale teściowa też na to miała gotową odpowiedź.
Zaproponowała, że sprzeda teraz moje mieszkanie, aby dać te pieniądze jako zadatek za nasze wspólne mieszkanie. A potem mieszkanie, które kupujemy, wynajmujemy. Gdzie sami?! Do niej z dzieckiem na łaskę...
- Więc co? Wielu tak żyje, a nawet więcej - a nawet gorzej. To ty wymyśliłaś coś niewiarygodnego!
Oczywiście nie podobał mi się ten plan. Matka męża to absurdalnie hałaśliwa kobieta, z którą jest ciężko nawet na moim własnym terytorium, a tym bardziej na jej. I nie miałam marzenia, żeby mieszkać z nią pod jednym dachem. Teściowa mieszka na kawałku podłogi, czyli we trójkę będziemy musieli przenieść się do jednego małego pokoju. Jaki jest więc sens tego całego zamieszania?
I na pewno nie chcę sprzedawać własnego mieszkania, żeby zamienić je na zaliczkę na wspólne mieszkanie. Dzięki tej opcji mąż nic nie traci, ale ja tracę osobną własność osobistą. Ten argument też przedstawiłam.
A po co wkładać wszystkie jajka do jednego koszyka? W końcu kiedyś pojawi się pytanie o kupno mieszkania dla naszego dziecka. I tutaj nie musisz nic kupować - mieszkanie już tam będzie.
Teściowa wszystko wzięła po swojemu. Powiedziała, że zanim nasze dziecko będzie potrzebowało własnego mieszkania, upłynie sporo czasu . Najpierw to dziecko musi się urodzić. Tak, a mój motyw wydawał się jej podejrzany.
- Wygląda na to, że przygotowujesz własne drogi ucieczki. Po co kobiecie własne mieszkanie, skoro ma rodzinę i nie zamierza się rozwieść? - Dotarła do mnie.
Chociaż te bzdury wybrzmiały tylko od niej, nie były przerażające, chociaż były skrajnie irytujące. Ale od pół roku słyszę podobne wypowiedzi od męża, który powtarza myśl swojej mamy, ale innymi słowy.
Zaczął podejrzewać, że nie śpieszy mi się z nim urodzić, bo szukałam lepszej opcji, a w razie rozwodu wyszłabym do własnego mieszkania. Te jego wnioski stały się przyczyną naszych częstych kłótni.
Jestem zdezorientowana i nie wiem, jak postępować. Serce domaga się wysłuchania męża, a nie psucia związku. W końcu życie z teściową przez jakiś czas nie jest najgorszą rzeczą, jaka się dzieje na świecie. Tak, a także z mieszkaniem problem został rozwiązany.
Ale umysł mówi, że pierwotny plan jest idealny, a teściowa coś zasłania i nie bez powodu próbuje mnie pod sobą nagiąć. A mąż po prostu chodzi z matką. Jeśli się ugnę, mogę wpakować się w duże kłopoty.
To też może cię zainteresować: Marek Kondrat zdobył się na wyjątkowo szczere wyznanie na temat swojej żony. Na co nie pozwala mu młodsza o blisko cztery dekady partnerka
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Krzysztof Krawczyk Junior zdobył się na szczere wyznanie dotyczące swojego syna. "Są pewne wątpliwości, nie tylko z mojej strony”
O tym się mówi: Minister zapowiada zmiany w wypłacie 14. emerytury. Więcej seniorów będzie mogło skorzystać z pełnej kwoty dodatku