Kochała swojego synka ponad wszystko. Wychowywała, tuliła, kształciła, a potem pojawiła się ona - ta druga i zechciała jej odebrać królewicza...
To nie jest podłoże do rywalizacji
Nie mogła się pogodzić z tym, że jej królewicz wyprowadził się, że zamieszkał z inną kobietą, która nie wiadomo było, czy mu w ogóle gotuje i pierze. Na dodatek okazało się, że ta cholera zdążyła już zajść w ciążę!
"Któregoś razu zapowiedzieli się na wizytę zapoznawczą, gdyż do tej pory nie było nam dane sie poznać. Postanowiłam pokazać tej dziewusze, jak ma wyglądać dom mojego syna i jak ma smakować to, co będzie mu gotowała. Gdy mąż zobaczył, że pucuję wszystko bardzo dokładnie, kazał mi się uspokoić, lecz ja nie mogłam się poddać - Nie wiem, kogo miałoby peszyć czyste mieszkanie? Jeśli ta panna nie lubi porządku, niech wie od razu, do jakiego domu wchodzi i jakie tu są zwyczaje. Twoja matka nauczyła mnie zmywać gary w małej misce i nie wychlapać ani jednej kropli wody. Więc miej teraz do niej pretensje, że jestem pedantką; dostałam niezłą szkołę.
Kobieta jednak nie pamiętała już o tym ile razy płakała przez swoją teściową. Zamierzała podobny los zgotować swojej synowej. Poświęciła na przygotowania obiadu mnóstwo czasu i pieniędzy. Jej wspomnienia z tego dnia są wstrząsające. Przyszłej synowej nic nie smakowało, szczególnie mój popisowy deser - owocowa galaretka.
Mój mąż wyszedł do ogrodu na papieroska, a Marcin pognał za nim pewnie po to, aby zapytać, jak mu się podoba przyszła synowa? Zostałyśmy same. Patrzyłam, jak każda nabierana łyżeczka rośnie jej w ustach, jak, w szarych oczach wzbierają łzy i już chciałam powiedzieć, żeby dała spokój, że nie musi jeść na siłę, żeby zostawiła resztę, ale... było za późno.
Zwymiotowała na wytworny obrus, na paterę z tortem, na porcelanowe talerze i filiżanki. Stało się to dokładnie wtedy, gdy do pokoju weszli nasi mężczyźni. Potem było już tylko gorzej. Mąż zniknął w szopce z narzędziami, Marcin zamknął się w łazience z tą swoją narzeczoną, a ja w furii sprzątałam i prałam.
Dopiero po tym, jak wszyscy się porozchodzili, kobieta zdała sobie sprawę jaki błąd popełniła. Zamiast cukru, do galaretki dała sól, a ta biedna dziewczyna wmusiła w siebie niemal całą miseczkę tego paskudztwa, by nie sprawiać mi przykrości... Jej syn się na nią wściekł...
On pomyślał, że ja specjalnie... Nie mogłam tego tak zostawić! Oczywiście do nich pojechałam. Wszystko wytłumaczyłam. Przeprosiłam. Wyściskałam ich i utuliłam. Jest zgoda. Wesele było huczne i piękne, a teraz oczekujemy narodzin małej Sabinki. Już ja ją nauczę, żeby nie dała sobie w kaszę dmuchać i nie była tak delikatna i nieśmiała, jak jej mama. I żeby umiała mówić „nie!”, jeśli naprawdę nie będzie czegoś chciała, nawet, gdyby miała się narazić przyszłej teściowej.
O tym się mówi: ZUS wznawia wysyłanie ubezpieczonych na rehabilitacje. Które sanatoria znalazły się na liście i jakie warunki trzeba spełnić, by pojechać