Jak podają różne media, Henryka Krzywonos zasłynęła 15 sierpnia 1980 roku, jako tramwajarka, która zatrzymała pod gdańską Operą Bałtycką tramwaj pełen strajkujących stoczniowców. Miało to zapoczątkować strajk pracowników komunikacji miejskiej. Legenda dzielnej, wspierającej stoczniowców tramwajarki poszła w świat, jednak nie wszyscy byli świadkiem tego, że zatrzymała pojazd dobrowolnie.
Legenda, czy mit
15 sierpnia 1980 roku, Henryka Krzywonos miała kurs "piętnastką". Ten piątkowy dzień zapadł w pamięć ludzi, którzy byli świadkami ówczesnych wydarzeń. Skąd się wzięły tak różne relacje?
Całą trasę znała na pamięć. Dobrze też wiedziała, że w ten sierpniowy ranek, jej tramwaj będzie pełen robotników. Jak relacjonowała Henryka Krzywonos, gdy usłyszała o strajku stoczni, zamarła. Jak wyznała, wielokrotnie zastanawiała się, co sama by zrobiła, gdyby przyszło jej wybrać: strajkować, czy jechać dalej. I tutaj wersje wydarzeń nabierają dwóch narracji...
Gdy kobieta usłyszała o strajku stoczniowców, których pełen był tramwaj, który prowadziła, pomyślała o konieczności poparcia strajkujących stoczniowców i pracowników komunikacji miejskiej... "Teraz muszę" - miała pomyśleć. Natłok sprzecznych uczuć opanował jej umysł.
Zrobić coś, pomóc, sprzeciwić się, zamanifestować, poprzeć. Stanąć. Zatrzymać tramwaj. Po prostu. Nie takie znowu po prostu, przecież pasażerowie ją zlinczują. Nie stawać. Ludzie do pracy jadą, śpieszą się. Stanąć. Gdzie? Pod Operą Bałtycką.
YT
Jak tam stanie, to inne tramwaje też staną. Nie będzie przelotu na miasto. Tylko „dziesiątka” do portu dojedzie. Do opery jeszcze sześć przystanków. Strach. Jak nie teraz, to kiedy? Pięć przystanków. Nie stawać. Po co ryzykować? Stanąć. Cztery przystanki. Robotnicy zrozumieją. Nerwy. Stanąć. Trzy przystanki. O matko, jak ta panna na wydaniu – będzie wzięcie, nie będzie wzięcia. Dwa przystanki. Nie stawać. Pobiją mnie. Jak ja się boję bicia. Opera...
"Ten tramwaj dalej nie pojedzie"
Tak miała powiedzieć Henryka Krzywonos narażając się na kolejne utyskiwania pasażerów na zbyt częste awarie. - Stajemy, bo Stocznia stoi. Trzeba poprzeć strajk stoczniowców - miała dodać, a po tych słowach rozległy się oklaski. Jak opowiadała później, kompletnie nie znała się na sprawach politycznych.
Pamiętam, że podszedł do mnie mężczyzna, który powiedział, że nazywa się Zdzisław Kobyliński i jest pracownikiem PKS. Dzień później spotkałam go już w stoczni. Razem byliśmy członkami Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego.
Na pętli zatrzymywały się kolejne tramwaje. Zjechaliśmy do bazy i od tego momentu rozpoczęliśmy strajk komunikacji miejskiej. Wspieraliśmy Stocznię. Przyznaję, że nie miałam wówczas pojęcia o polityce. Byłam zielona jak ogórek.
W stoczni znalazłam się przypadkowo. Pierwotnie miał nas tam reprezentować kolega, który nie dojechał. W związku z tym zdecydowano, że to ja pojadę. Pojechałam. Na miejscu okazało się, że stocznia właśnie kończy strajk. Przed bramą wskoczyłam na wózek akumulatorowy i zaczęłam krzyczeć do wychodzących. Byłam zdenerwowana, bałam się, nie wiem, co krzyczałam. Podobno mówiłam, jak się nazywam, z jakiej jestem firmy. Prosiłam o pozostanie na strajku.
Trzeba przyznać, że ta historia brzmi imponująco, lecz do dziś pojawiają się wielokrotne głosy, że Henryka Krzywonos nie zatrzymała tramwaju dobrowolnie. Jedni twierdzą, że to była kolejna awaria, inny pamiętają, że została wyłączona trakcja.
Podobne zdanie o całej historii ma też Krzysztof Wyszkowski, działacz opozycji w czasach PRL.
Henryka Krzywonos nie odgrywała żadnej roli w tym strajku. (...) Tramwaje zostały zatrzymane w zajezdniach tramwajowych. Ona go zatrzymała, ponieważ nie było prądu w sieci.
Wielu Polaków zastanawia się, czym niegdyś posłanka PO zasłużyła na gigantyczną emeryturę, która w 2014 roku wynosiła 74 771 złotych brutto, co miesięcznie dało 6 230 złotych brutto. Emerytka Krzywonos pytana o tę okrąglutką kwotę, odmówiła komentarza.
Nie będę się nikomu tłumaczyć. Różne rzeczy się o mnie mówiło i mówi, a ja mam to wszystko w nosie. To moja prywatna sprawa.
Według ustaleń "Faktu", w lipcu 2009 roku, Donald Tusk przyznał Henryce Krzywonos drugą emeryturę. Specjalne świadczenie wynosi aż 3500 złotych miesięcznie. Jak twierdzi "Fakt", jako była motornicza, Henryka Krzywonos mogła przejść na wcześniejszą emeryturę na znacznie korzystniejszych warunkach.