Jak podaje "Viva", fakty na temat wypadku, w którym zginęła Diana, wychodzą na jaw po prawie 23 latach od jej śmierci.
Strażak, który reanimował księżniczkę, przypomniał sobie jej ostatnie słowa, kiedy pojawił się na miejscu i wyciągnął ją z wraku.
Co się stało w noc katastrofy
W dniu śmierci, księżna Diana miała spotkanie z Dodim Fayedem , synem egipskiego miliardera, Mohameda Al-Fayeda. Oboje jedli w hotelu Ritz w Paryżu 30 sierpnia 1997 r.
Potem około północy para opuściła Ritz i udała się do mieszkania Fayeda. Opuścili tyły hotelu, próbując uciec od paparazzi, ale bezskutecznie. Byli ścigani przez fotoreporterów, gdy odjeżdżali Mercedesem S-280, limuzyną prowadzoną przez Henriego Paula, szefa zabezpieczenia Ritz.
Paul jechał z dużą prędkością, starając się zgubić paparazzich, ale ostatecznie wpadł na kolumnę w tunelu Pont de l'Alma. W ciągu kilku minut pojawili się pierwsi ratownicy i dowiedzieli się, że księżniczka wciąż żyje.
Co powiedziała Diana pierwszemu człowiekowi, który próbował ją uratować
Xavier Gourmelon był jednym ze strażaków, który zareagował na katastrofę i wyciągnął Księżną Walii z wraku.
Samochód był zamieniony w kupę złomu, a strażacy poradzili sobie z nim jak z każdym wypadkiem drogowym. Mężczyzna, który wyciągnął Dianę z wraku stwierdził, że pracując nauczyli się oceniać, na ile ktoś potrzebuje natychmiastowej pomocy. Wyjawił, co powiedziała mu wówczas księżna Diana.
„Diana powiedziała do mnie:„ Mój Boże, co się stało?” Gdy wyciągnął ją z wraku samochodu, uspokajał ją, podał tlen i w tym momencie Diana przestała oddychać.
Po katastrofie księżna cierpiała na obrażenia wewnętrzne, w tym przeciętą żyłę płucną, kiedy została przewieziona do szpitala La Pitie Salpetriere.
Lekarze pracowali, aby uratować jej życie, ale ogłoszono, że zmarła kilka godzin później, 31 sierpnia 1997 r.