Od dnia, gdy urodził się mój syn, Michał, był moim największym szczęściem. Wychowywałam go sama, po tym jak jego ojciec odszedł, gdy Michał miał zaledwie kilka lat. Był moim całym światem – moją dumą, moim powodem, by codziennie wstawać i walczyć z trudnościami życia. Zawsze myślałam, że mamy wyjątkową więź, której nic ani nikt nie będzie w stanie zniszczyć. Ale wtedy w jego życiu pojawiła się Anna.
Początkowo cieszyłam się, że Michał znalazł kogoś, kto go uszczęśliwia. Anna była miła, uśmiechnięta i sprawiała wrażenie ciepłej osoby. Zaprosiłam ją do domu na kolację, próbowałam poznać. Jednak z czasem zaczęłam dostrzegać, że coś się zmienia. Michał, który zawsze regularnie do mnie dzwonił, nagle stawał się coraz bardziej zajęty. Wizyty w moim domu były coraz rzadsze, a kiedy już przyjeżdżał, Anna zawsze była obok, kontrolując każdą rozmowę.
„Nie możesz być na każde jej zawołanie, Michał” – powiedziała raz, gdy słyszała, jak umawiamy się na spotkanie. Jej słowa zabolały mnie bardziej, niż chciałam przyznać. Michał, zamiast odpowiedzieć, tylko spojrzał na nią z zakłopotaniem i zmienił temat.
Pewnego dnia, gdy odwiedziłam ich w nowym mieszkaniu, które niedawno kupili, Anna nie kryła swojego chłodu. Wszystko, co mówiłam, kwitowała ironicznym uśmiechem lub krótkim komentarzem. Kiedy Michał wyszedł do kuchni, spojrzała na mnie i powiedziała: „Michał ma teraz swoje życie, proszę to zrozumieć. Nie możesz już oczekiwać, że będzie cię odwiedzał tak często jak dawniej.”
Byłam w szoku. „Nie oczekuję niczego” – odpowiedziałam drżącym głosem. „Jestem jego matką. To naturalne, że chcę z nim spędzać czas.”
„Może kiedyś to zrozumiesz” – rzuciła chłodno, zanim Michał wrócił do pokoju.
Od tamtej pory sytuacja tylko się pogarszała. Anna zaczęła ograniczać nasze kontakty. Każda próba zbliżenia się do Michała kończyła się fiaskiem. Kiedy dzwoniłam, rzadko odbierał telefon. Kiedy zapraszałam ich na obiad, zawsze mieli inne plany. Nawet na święta, które zawsze spędzaliśmy razem, Michał powiedział: „Mamo, w tym roku spędzimy Wigilię u rodziców Anny.”
Czułam, jak grunt usuwa mi się spod nóg. „Michał, co się z nami stało?” – zapytałam go pewnego dnia, gdy udało mi się z nim spotkać.
„Mamo, nic się nie stało” – odpowiedział, unikając mojego spojrzenia. „Po prostu mam teraz swoje życie. Musisz to zaakceptować.”
„Ale ja czuję, że Anna robi wszystko, żeby nas od siebie odsunąć” – powiedziałam, nie kryjąc łez. „Czy naprawdę nie widzisz, co się dzieje?”
„Mamo, nie mów tak” – odpowiedział z westchnieniem. „Anna po prostu chce, żebyśmy mieli trochę przestrzeni. Nie chodzi o ciebie.”
Ale ja wiedziałam, że chodzi. Z każdym kolejnym tygodniem czułam, że Michał oddala się ode mnie coraz bardziej. Anna stała się barierą, której nie mogłam pokonać. Moje próby zbliżenia się do syna były odbierane jako wtrącanie się, a każdy mój krok spotykał się z milczącą dezaprobatą ze strony Anny.
Dziś widuję Michała sporadycznie. Nasze rozmowy są krótkie, pełne napięcia. Każda wizyta kończy się poczuciem pustki i bólu. Zastanawiam się, czy straciłam go na zawsze. Czy kiedyś zrozumie, że jedyne, czego chciałam, to być częścią jego życia?
Bycie matką to najpiękniejsza, ale i najbardziej bolesna rola. Dziś czuję, jak bardzo jest ulotna – jak łatwo można zostać odsuniętym, zapomnianym. Ale mimo wszystko wciąż czekam. Czekam, aż Michał przypomni sobie, kim dla siebie byliśmy. Bo nadzieja jest tym, co trzyma mnie przy życiu.
To też może cię zainteresować: Z życia wzięte. "Moja matka od zawsze wolała mojego brata": Teraz, gdy jest chora, oczekuje, że to ja się nią zajmę
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Z życia wzięte. "Mój ojciec poślubił kobietę w wieku mojej córki": Czuję się zażenowana za każdym razem, gdy ich widzę