Kiedy wychodziłam za mąż, miałam 22 lata i głowę pełną marzeń. Chciałam pracować, rozwijać się, budować karierę. Byłam pełna energii, gotowa na wyzwania, ale mój mąż miał inną wizję naszego życia. „Nie musisz pracować” – mówił. „Zajmiesz się domem, a ja będę zarabiał na wszystko.” Brzmiało to jak obietnica życia bez trosk, ale szybko zrozumiałam, że to była pułapka.
Każda próba znalezienia pracy kończyła się kłótnią. „Nie ma takiej potrzeby” – powtarzał. „Masz wszystko, czego ci trzeba. Po co ci praca? Chcesz, żeby dom był zaniedbany? Żeby dzieci nie miały matki?” Z czasem przestałam się upierać. Moje marzenia o samodzielności zgasły, a ja pogodziłam się z rolą gospodyni domowej.
Lata mijały. Wychowałam nasze dzieci, prowadziłam dom, robiłam wszystko, by nasze życie było wygodne. Ale nigdy nie usłyszałam słów uznania. Z czasem zaczęłam czuć, że jestem bardziej służącą niż partnerką. On wracał z pracy, siadał w fotelu i oczekiwał, że wszystko będzie gotowe – obiad na stole, pranie zrobione, dom lśniący. A ja, choć zmęczona, zawsze robiłam wszystko, by go zadowolić.
Teraz, po latach, oboje jesteśmy na emeryturze. Dom jest cichy, dzieci wyprowadziły się dawno temu, a my zostaliśmy tylko we dwoje. Myślałam, że wreszcie nadejdzie czas, byśmy cieszyli się sobą, wspólnie spędzali dni i odnaleźli radość w prostych rzeczach. Ale rzeczywistość okazała się inna.
„Siedzisz na moim karku” – powiedział mi pewnego dnia, patrząc na mnie z irytacją. „Całe życie harowałem, żebyś miała wygodnie, a teraz muszę cię jeszcze utrzymywać na stare lata.”
Nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam. „Jak możesz tak mówić?” – zapytałam, czując, jak łzy napływają mi do oczu. „Poświęciłam całe życie dla ciebie, dla naszej rodziny. Nie pozwoliłeś mi pracować, a teraz masz mi to za złe?”
„Nie przesadzaj” – odparł zimno. „Ja zarabiałem, ja płaciłem rachunki. Ty miałaś wygodne życie, więc nie narzekaj.”
Patrzyłam na niego i czułam, jak w moim sercu rośnie gniew. „Wygodne życie?” – wykrzyknęłam. „Każdy dzień poświęcałam na sprzątanie, gotowanie, wychowywanie naszych dzieci. Nigdy nie miałam chwili dla siebie, nigdy nie mogłam realizować swoich marzeń, bo ty mówiłeś, że nie mogę pracować. A teraz masz czelność mówić, że siedzę ci na karku?”
Zrozumiałam, że przez całe życie pozwalałam, by mnie kontrolował. Zrezygnowałam ze swoich ambicji, by spełniać jego oczekiwania, a teraz, kiedy powinniśmy być dla siebie wsparciem, zostałam potraktowana jak ciężar.
Tamtego dnia coś we mnie pękło. Zrozumiałam, że muszę wreszcie zacząć myśleć o sobie. Zaczęłam szukać małych zajęć, które mogłam wykonywać w domu – szycie, drobne prace ręczne, sprzedaż rzeczy przez internet. Nie robiłam tego dla pieniędzy, ale dla siebie. Dla poczucia, że jestem coś warta, że nie jestem tylko dodatkiem do jego życia.
To też może cię zainteresować: Z życia wzięte. "Uwierzyłam swojemu kochankowi i zostawiłam męża": On został ze swoją żoną
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Z życia wzięte. "Kupiliśmy nowy dom": Miał zostać naszym gniazdkiem. Ale mąż zdradził mnie z nową sąsiadką i teraz ona jest w ciąży