Kupno nowego domu było spełnieniem naszego wspólnego marzenia. Po latach oszczędzania i planowania w końcu mogliśmy się wprowadzić do miejsca, które miało być naszą ostoją. Naszym gniazdkiem. Chodziliśmy po pustych pokojach, wyobrażając sobie, jak je urządzimy, jak wypełnimy je śmiechem i ciepłem. Byłam pewna, że zaczynamy nowy, piękny rozdział naszego życia.


Pierwsze tygodnie były pełne ekscytacji. Poznawaliśmy sąsiadów, urządzaliśmy przyjęcia, żyjąc w przekonaniu, że to idealne miejsce dla naszej rodziny. Wśród nowych znajomych była Aneta, młoda, piękna kobieta, która mieszkała samotnie po drugiej stronie ulicy. Z początku wydawała się miła, może trochę zbyt bezpośrednia, ale nie widziałam w niej zagrożenia. Dlaczego miałabym? Miałam męża, któremu ufałam bezgranicznie.


Jednak z czasem coś zaczęło mnie niepokoić. Mój mąż coraz częściej znajdował preteksty, by wychodzić z domu. „Idę pomóc Anecie z pralką” – mówił raz. „Muszę pomóc jej naprawić zamek w drzwiach” – dodał innym razem. Początkowo ignorowałam te drobne zgrzyty. Przecież nie każdy ma złośliwe intencje, prawda? Ale w głębi serca zaczęłam czuć, że coś jest nie tak.


Pewnego wieczoru, kiedy wrócił późno, jego koszula pachniała innymi perfumami. Nie chciałam robić scen, więc zapytałam cicho: „Byłeś u Anety?” Zamarł na moment, po czym powiedział: „Tylko na chwilę. Miała problem z oknem.”


Problem z oknem. Problem z zamkiem. Problem z pralką. Ile jeszcze „problemów” miała ta kobieta?


Kilka dni później zobaczyłam ich razem. Stali na jej podjeździe, zbyt blisko siebie, zbyt zaangażowani w rozmowę, która wywoływała uśmiech na ich twarzach. Patrzyłam na nich przez okno i czułam, jak serce wali mi w piersi. Nie chciałam wierzyć w to, co widzę. Przecież to musiało być nieporozumienie.


Ale prawda wyszła na jaw szybciej, niż myślałam. Pewnego dnia mąż usiadł ze mną w kuchni i powiedział: „Musimy porozmawiać.” Jego ton był zimny, obcy. „Aneta jest w ciąży” – rzucił, patrząc mi prosto w oczy.


Czułam, jakby cały świat runął w jednej chwili. „Co ty mówisz?” – wyszeptałam, ledwo mogąc złapać oddech. „To twoje dziecko?”


Nie odpowiedział od razu. Ale jego milczenie było bardziej wymowne niż jakiekolwiek słowa. „To był błąd” – powiedział w końcu. „Nie chciałem, żeby tak się stało. Ale teraz muszę wziąć za to odpowiedzialność.”


„Odpowiedzialność?” – wykrzyknęłam, czując, jak gniew miesza się z bólem. „Zdradziłeś mnie z kobietą, która mieszka po drugiej stronie ulicy, a teraz mówisz o odpowiedzialności? Co z naszą rodziną? Co ze mną?!”


Nie miał na to odpowiedzi. Wstał i wyszedł, zostawiając mnie samą w kuchni, z sercem roztrzaskanym na milion kawałków.


Dziś siedzę w tym samym domu, który miał być naszym gniazdkiem. Każdy jego kąt przypomina mi o zdradzie, o tym, jak szybko moje marzenia zostały zniszczone. Aneta wciąż mieszka po drugiej stronie ulicy, a jej brzuch coraz bardziej zdradza, że nowe życie rośnie w niej – nowe życie, które miało być częścią mojego życia.


Nie wiem, co przyniesie przyszłość. Ale wiem jedno – już nigdy nie zaufam nikomu tak, jak ufałam jemu. Bo miłość może być piękna, ale zdrada jest jej najgorszą twarzą.


To też może cię zainteresować: Z życia wzięte. "Teściowie zachowują się jak nastolatki": To po prostu bezwstydne. Nie mogę na to patrzeć


Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Z życia wzięte. "Mąż porzucił mnie tuż po narodzeniu dziecka": Powiedział, że jestem za gruba dla niego