Kiedy wychodziłam za mąż, byłam pewna, że dołączam do statecznej, poukładanej rodziny. Moi teściowie wydawali się spokojni, zrównoważeni – idealni dziadkowie dla naszych przyszłych dzieci. Ale rzeczywistość okazała się zupełnie inna.


Wszystko zaczęło się od drobnych rzeczy. Spotkania przy obiedzie, gdzie teściowa nagle zaczęła zachowywać się… dziwnie. Nałożyła szminkę w jaskrawoczerwonym kolorze i nosiła sukienki, które ledwo zakrywały jej kolana. Teść zaczął opowiadać dowcipy, które bardziej pasowały do młodzieży niż do dojrzałego mężczyzny. Pomyślałam, że może to chwilowe. Że chcą po prostu odświeżyć swoje życie.


Ale z czasem ich zachowanie stawało się coraz bardziej... bezwstydne. Na rodzinnej kolacji teść nagle objął teściową, zaczął szeptać jej coś do ucha, a potem oboje wybuchnęli śmiechem, zupełnie ignorując resztę stołu. „Czy możecie się uspokoić?” – rzuciłam, próbując zachować spokój. Ale oni spojrzeli na mnie, jakbym to ja była problemem.


Najgorzej było, gdy zaprosiłam ich na przyjęcie z okazji urodzin naszego dziecka. Liczyłam na spokojne, rodzinne spotkanie. Ale teściowie pojawili się spóźnieni, ubrani tak, że nie sposób było ich nie zauważyć. Teściowa miała na sobie sukienkę w panterkę i buty na wysokich obcasach, a teść – skórzaną kurtkę i okulary przeciwsłoneczne, choć był wieczór. Ich wejście było jak z jakiegoś filmu: głośne, pełne śmiechu i uwagi skierowanej na nich.


Wszyscy goście patrzyli na nich z niedowierzaniem. A ja? Chciałam zapaść się pod ziemię. „To jest urodzinowe przyjęcie naszego dziecka, nie wasz prywatny pokaz mody!” – powiedziałam im później, kiedy zostaliśmy sami. Ale oni tylko wzruszyli ramionami. „Nie przesadzaj” – rzuciła teściowa z uśmiechem. „Mamy prawo się bawić.”


Mój mąż nie widział w tym problemu. „Daj im spokój” – powtarzał za każdym razem, gdy o tym rozmawialiśmy. „Przynajmniej są szczęśliwi.” Ale ja nie mogłam znieść ich zachowania. Każda wizyta zamieniała się w spektakl. Każda rozmowa – w pokaz ich „młodości”.


Najgorsze było jednak to, że ich zachowanie zaczęło wpływać na nasze dzieci. Pewnego dnia usłyszałam, jak nasz syn mówi do młodszej siostry: „Babcia mówi, że jak będę dorosły, mogę robić, co chcę, nawet jeśli inni myślą, że to głupie.” Nie wiedziałam, jak na to zareagować.

Czy naprawdę chcę, żeby moje dzieci brały przykład z teściów, którzy zachowują się jak nastolatki, nie przejmując się niczym?


Z czasem zaczęłam unikać ich wizyt. Ale oni nie dawali za wygraną. Pewnego dnia zadzwonili do mnie i zapytali wprost: „Dlaczego tak nas unikasz? Czy coś jest nie tak?” Wtedy nie wytrzymałam. „Wasze zachowanie jest nieodpowiednie!” – wybuchłam. „Nie mogę patrzeć, jak zamieniacie każde spotkanie w przedstawienie. Nie chodzi o was, ale o rodzinę, o dzieci!”


Przez chwilę panowała cisza. A potem teściowa spojrzała na mnie z zimnym uśmiechem.

„Myślałam, że zrozumiesz” – powiedziała. „Życie jest krótkie. Chcemy je przeżyć tak, jak nam się podoba. Jeśli ci to przeszkadza, to twój problem, nie nasz.”


Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Zrozumiałam, że nie zmienię ich. Ale wiedziałam jedno: nie pozwolę, żeby ich „beztroska” wpłynęła na życie moich dzieci. Jeśli nie chcą być odpowiedzialni, to ich sprawa. Ale ja muszę chronić swoją rodzinę – nawet przed najbliższymi.


To też może cię zainteresować: Z życia wzięte. "Mąż porzucił mnie tuż po narodzeniu dziecka": Powiedział, że jestem za gruba dla niego


Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Z życia wzięte. "Oddaliśmy córce i jej mężowi połowę domu": To była najgorsza decyzja naszego życia