Ojca pamiętam jak przez mgłę. W moich wspomnieniach jest bardziej jak postać z opowieści niż ktoś realny – wysoki, surowy mężczyzna, który rzadko się uśmiechał. Kiedy miałem dziesięć lat, po prostu zniknął. Bez pożegnania, bez wyjaśnień. Mama powiedziała, że wyjechał za granicę „szukać lepszego życia,” ale ja wiedziałem, że to tylko wymówka. Porzucił nas. Mnie, moją siostrę i matkę. Nigdy się z tym nie pogodziłem.
Przez lata radziliśmy sobie sami. Mama pracowała na dwa etaty, by nas utrzymać. Zawsze brakowało pieniędzy, a ja szybko musiałem dorosnąć. Chwytałem się każdej możliwej pracy, żeby odciążyć mamę, żebyśmy mieli co jeść, żeby moja siostra mogła chodzić na dodatkowe zajęcia. Były chwile, kiedy czułem gniew – na ojca, na niesprawiedliwość losu, na świat. Ale z czasem nauczyłem się żyć z tym ciężarem. Myślałem, że już nigdy go nie zobaczę.
Aż pewnego dnia, dwadzieścia lat później, stanął w moich drzwiach.
Nie poznałem go od razu. Zmienił się – postarzał, schudł, wyglądał na zmęczonego życiem. Przez chwilę wpatrywałem się w niego w milczeniu, próbując pojąć, co robi przed moim domem. To, co powiedział, zabrzmiało jak grom z jasnego nieba.
– „Synu, potrzebuję twojej pomocy,” powiedział, patrząc mi prosto w oczy.
Synu. Jak śmiał mnie tak nazwać? Przez dwadzieścia lat nie było go w moim życiu. Nie interesował się, czy mamy co jeść, czy mama daje sobie radę, czy w ogóle przeżyliśmy. A teraz nagle wraca i mówi, że potrzebuje pomocy?
– „Pomocy?” zapytałem zimno. „Gdzie byłeś przez ostatnie dwadzieścia lat? Co sprawiło, że nagle sobie o mnie przypomniałeś?”
Westchnął i spuścił wzrok.
– „Wiem, że cię zawiodłem,” powiedział cicho. „Żałuję tego każdego dnia. Ale teraz nie mam nikogo innego, do kogo mógłbym się zwrócić.”
Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Słowa więzły mi w gardle. Z jednej strony widziałem w nim człowieka zniszczonego, kogoś, kto być może żałował swoich decyzji. Z drugiej strony wciąż pamiętałem wszystkie chwile, gdy patrzyłem, jak moja mama płacze w nocy, zastanawiając się, jak zapłacić rachunki. Wszystkie dni, gdy marzyłem, by mieć ojca, który będzie ze mną na boisku, który nauczy mnie, jak być mężczyzną.
– „Czego ode mnie chcesz?” zapytałem w końcu, a mój głos był pełen goryczy.
Ojciec uniósł głowę, a w jego oczach dostrzegłem błysk nadziei.
– „Potrzebuję pieniędzy,” powiedział wprost. „Mam długi, straciłem wszystko. Jeśli mi nie pomożesz, nie wiem, co zrobię.”
Pieniędzy. Przez całe moje życie nigdy nie dał nam ani grosza. A teraz miałem mu pomóc? Poczułem, jak gniew we mnie narasta.
– „Pieniędzy?” powtórzyłem. „Przez dwadzieścia lat nie obchodziło cię, czy mamy co jeść, czy mamy dach nad głową. A teraz przychodzisz tutaj i śmiesz mnie o coś prosić?”
– „Jestem twoim ojcem,” odpowiedział, jakby to jedno słowo miało usprawiedliwić wszystko.
– „Byłeś ojcem,” powiedziałem, czując, jak moje serce zamiera. „Ale przestałeś nim być w chwili, gdy nas zostawiłeś.”
Nie czekałem na odpowiedź. Zamknąłem drzwi, a za nimi usłyszałem jego ciężkie kroki oddalające się w mroku. Przez całą noc nie mogłem zasnąć. Czy postąpiłem słusznie? Czy powinienem mu pomóc, mimo wszystkiego, co nam zrobił? A może bycie ojcem to coś, co trzeba udowodnić, a nie tylko słowo, którym można się posługiwać, gdy jest wygodnie?
Nie wiem, czy kiedykolwiek znajdę odpowiedź. Ale jedno jest pewne – nie pozwolę, by jego powrót zniszczył życie, które zbudowałem własnymi siłami. Nawet jeśli oznacza to, że będę musiał żyć z ciężarem tej decyzji do końca swoich dni.
To też może cię zainteresować: Niepokojące doniesienia na temat stanu zdrowia Tomasza Jakubiaka. Jak się czuje mistrz kuchni
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Nie ma już z nami legendy polskiej piłki nożnej. Odszedł wybitny bramkarz