Każdego roku o tej porze wracały te same rozmowy. Rodzina dzwoniła, przypominała o zbliżających się Wszystkich Świętych, o spotkaniu na cmentarzu, o wspólnym odwiedzaniu grobów. Od dziecka ten dzień miał dla nas ogromne znaczenie – to był czas, byśmy wszyscy zebrali się razem, by uczcić pamięć bliskich. Ale dla mnie życie się zmieniło.
Teraz nie mogłam po prostu rzucić wszystkiego i pojechać na kilka dni do domu. Pracowałam dzień i noc, często nawet w święta, żeby zapewnić mojej rodzinie godne życie. Byłam jedyną osobą, na której barkach spoczywała odpowiedzialność za utrzymanie naszego domu. Mąż stracił pracę, a nasze dzieci chodziły do szkoły – to wszystko kosztowało, a rachunki same się nie opłacały.
– Musisz przyjechać, cała rodzina się spotyka, – mówiła mama przez telefon, wyraźnie zirytowana.
– Mamo, nie mogę, pracuję, – tłumaczyłam z nadzieją, że zrozumie. Ale z drugiej strony wiedziałam, że tak nie będzie.
– Pracujesz nawet w święta? – zapytała, jakby to było coś nie do pojęcia. – Rodzina jest najważniejsza. Zawsze przyjeżdżałaś.
Zawsze przyjeżdżałam – to była prawda. Ale kiedyś miałam inne życie. Wtedy jeszcze nie musiałam pracować na dwa etaty, by nas wszystkich utrzymać. Kiedyś nie musiałam się martwić, czy starczy nam na wszystko. Teraz każda godzina pracy była na wagę złota.
– Mamo, naprawdę chciałabym, ale nie mogę, – powtórzyłam, czując rosnącą frustrację. – Pracuję, żebyśmy mieli za co żyć, żeby opłacić szkołę dzieciom. Nie mogę sobie pozwolić na przerwę, nawet na Wszystkich Świętych.
Po drugiej stronie linii zapadła cisza. Wiedziałam, że moja mama tego nie rozumie. Dla niej zawsze najważniejsze były tradycje, święta, rodzina. Nie potrafiła pojąć, że moje życie zmieniło się tak bardzo, że nie mogłam już po prostu odłożyć wszystkiego na bok.
– Zawsze znajdziesz wymówkę, – powiedziała w końcu, a jej słowa były jak nóż w serce. – Nie rozumiem, co może być ważniejsze od rodziny.
Nie wiedziałam, jak jej to wytłumaczyć. Przez lata pracowałam, by zapewnić dzieciom to, czego potrzebują. Zabezpieczenie naszej przyszłości stało się moim priorytetem, a święta... święta stały się kolejnym dniem pracy. Każdy grosz się liczył, a ja nie mogłam pozwolić sobie na luksus odpoczynku, nawet jeśli chodziło o rodzinne spotkanie.
Ale mama tego nie widziała. Dla niej liczyło się to, że nie było mnie na miejscu, że nie stanęłam przy grobie, jak co roku, że nie podzieliłam się chwilą refleksji z resztą rodziny.
– Mamo, robię to wszystko dla was, – powiedziałam cicho, czując, jak łzy napływają mi do oczu. – Pracuję, żeby nas zabezpieczyć. Żebyście nie musieli martwić się o pieniądze, żeby dzieci miały wszystko, czego potrzebują.
– Ale czy to jest ważniejsze niż pamięć o bliskich? – zapytała. – Czy to jest ważniejsze niż czas spędzony z rodziną?
Te pytania bolały mnie bardziej, niż mogłam to wyrazić. Przez całe życie starałam się dbać o wszystkich, o rodzinę, o dzieci, o dom. Teraz, kiedy poświęcałam się pracy, by nas utrzymać, czułam się, jakbym zawiodła. Jakbym musiała wybierać między obowiązkami a emocjami, między troską o bliskich a tradycją, która kiedyś była dla mnie tak ważna.
– Mamo, ja tylko chcę, żebyście mieli wszystko, czego potrzebujecie, – wyznałam. – Wiem, że to trudne do zrozumienia, ale nie mogę sobie pozwolić na dzień wolny. Robię to, żeby was chronić.
Ale mama nie odpowiedziała. Zrozumiałam wtedy, że nigdy nie będzie mogła zrozumieć mojej sytuacji. Dla niej rodzina i tradycja były najważniejsze, a ja... ja stałam się tą, która poświęcała to wszystko dla przetrwania.
Zostałam sama z myślami, próbując pogodzić to, co muszę zrobić, z tym, co bym chciała.
To też może cię zainteresować: Niespodziewana fortuna w portfelu. Może być warty nawet 27 tysięcy
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Z życia wzięte. "Mąż zostawił mnie dla mojej koleżanki": Teraz proponują, żebym została chrzestną