Oddałam mu młodość, zdrowie, marzenia. A on w zamian oddał swoje serce pierwszej lepszej dziewczynie, która mogłaby być jego córką. Nawet nie potrafię powiedzieć, kiedy to się zaczęło. Mówił, że późniejsze powroty z pracy to trudniejszy projekt. Mówił, że więcej godzin spędza na spotkaniach. Mówił, że jest zmęczony. A ja głupia wierzyłam.
Prawda przyszła do mnie sama. Przez przypadek zobaczyłam wiadomość na jego telefonie. Uśmiechnięta buźka, serduszko i pytanie, o której dziś przyjedzie. Zatkało mnie. Stałam jak sparaliżowana, czując, jak ziemia usuwa mi się spod nóg. Wiedziałam, że to koniec, ale chciałam usłyszeć jego wersję. Chciałam, żeby choć raz w życiu miał odwagę stanąć w prawdzie.
Wieczorem usiadłam z nim przy stole. Zapytałam wprost. Nie krzyczałam, nie płakałam. W moim głosie było tyle chłodu, że chyba wtedy pierwszy raz zrozumiał, co zrobił. Przez chwilę myślałam, że się przyzna. Że przeprosi. Ale on tylko wzruszył ramionami. Powiedział, że jest jeszcze młody. Że ma prawo poczuć się atrakcyjny. Że ja się zmieniłam, bo bardziej skupiam się na domu niż na sobie.
To był najgorszy cios. Przez dwadzieścia lat nosiłam jego dzieci, prałam jego koszule, gotowałam mu obiady, wspierałam go, kiedy stracił pracę, podnosiłam, gdy zachorował. I co dostałam? Oskarżenie, że się zmieniłam.
Wyszłam z domu w kapciach i szlafroku, bo nie mogłam już dłużej patrzeć na jego twarz. Siedziałam na ławce przed blokiem i pierwszy raz od dawna płakałam jak dziecko. Czułam się upokorzona, zdradzona, zdeptana. Miałam wrażenie, że całe moje życie stało się jednym wielkim żartem, a ja byłam tylko naiwną bohaterką tragedii, której nikt nie chciał oglądać.
Najgorsze przyszło kilka dni później. On nawet nie próbował wrócić. Spakował torbę i wyprowadził się do niej. Do dziewczyny, która nie wie nic o praniu, gotowaniu, prowadzeniu domu, o smutkach i chorobach… ale ma młode ciało i głupi uśmiech.
Przez miesiąc nie mogłam jeść ani spać. Wstawałam każdego dnia, jakby ktoś wbił mi nóż w serce. Wszyscy mówili, że czas leczy rany. Ja im nie wierzyłam. Czas tylko przypominał mi, że jestem sama, a on bawi się nowym życiem.
Jednak pewnego poranka obudziłam się w ciszy, która nie bolała. Wstałam, zrobiłam sobie kawę, usiadłam przy oknie i poczułam coś, czego dawno nie czułam. Spokój. Zrozumiałam, że nie straciłam męża, bo jego już dawno przy mnie nie było. Straciłam tylko złudzenie.
Dziś uczę się żyć od nowa. Uczę się oddychać bez poczucia winy i wstydu. Uczę się, że jestem coś warta, nawet jeśli ktoś nie potrafił tego dostrzec. A przede wszystkim uczę się, że zdrada nie definiuje mnie jako kobiety. Definiuje tylko jego.
Nie wiem, czy kiedyś mu wybaczę. Ale wiem jedno. Już nigdy nie pozwolę, by ktoś mnie tak zranił.
Już nigdy nie dam się oszukać miłości, która jest tylko udawana.
To też może cię zainteresować: Z życia wzięte. "Starsza pani zdobyła nasze współczucie i opróżniła nam konto": Naiwnie uwierzyliśmy w każde jej słowo
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Nawrocki zapytany o Tuska odpowiedział bez wahania. Ujawnił, jak naprawdę wygląda ich współpraca