Kiedy miałam 20 lat, wyszłam za mąż. Kiedy się poznaliśmy, ja kończyłam szkołę średnią, a Michał studiował. Choć na pierwszy rzut oka wiele nas różniło, zakochaliśmy się w sobie i postanowiliśmy razem iść przez życie.
Kiedy Michał zaprosił mnie na pierwszy rodzinny obiad, bardzo się starałam, żeby dobrze wypaść. Bardzo się stresowałam. Ciągle myślałam, jak powinnam się zachować, jak nie popełnić błędu? Michał mnie uspokoiła, powiedziała, że jego matka i ojciec są wspaniali. Jakby przekonać.
Wystarczyło tylko wejść do ich mieszkania, bo zdałam sobie sprawę, że nie jestem tu szczęśliwa. Matka Michała tylko na mnie spojrzała, wzruszyła ramionami i powiedziała: "Synu, pozwól swojemu gościowi umyć ręce, zanim usiądzie przy stole. I daj pantofle gościowi" - powiedziała, a potem poszłam do salonu.
Potem zobaczyłem ojca Michała. Siedział przy stole i czytał gazetę. Kiedy weszliśmy do salonu, on nadal przez pięć minut studiował prasę. A potem, odkładając gazetę, zaczął jeść. Michał mnie przedstawiła, ojciec tylko w milczeniu pokiwał głową, żując kotlet, a mama sceptycznie zmarszczyła brwi.
Najchętniej uciekłabym z ich domu, ale nie mogłam. Byłam już wtedy w ciąży, więc nie mogłam odejść. Tego wieczoru jedliśmy kolację w całkowitej ciszy. A kiedy mój kochanek poinformował rodziców, że planujemy ślub, spojrzeli po sobie i tylko pokręcili głowami.
Dali mi do zrozumienia, że nie takiej panny młodej oczekiwali dla swojego syna. Mimo wszystko ja i Michał wzięliśmy ślub cywilny. Potem się do niego wprowadziłam i tu zaczęło się dla mnie prawdziwe piekło. Teściowa ciągle miała do mnie uwagi: a to chodzę za głośno, a to nie odkładam wszystkiego na właściwe miejsce, nie myje naczyń tak, jak trzeba i w ogóle jestem najgorszą gospodynią domową.
Te uwagi wydawały mi się bardzo nietrafione, zwłaszcza w tym ostatnim przypadku. W końcu moja babcia, która wychowała mnie po śmierci rodziców, potrafiła mnie nauczyć, jak dobrze gotować, sprzątać i myć. Moja teściowa była jednak innego zdania.
Dawid, ojciec Michała, w ogóle nie zwracał na mnie uwagi, jakbym była tylko elementem wyposażenia jego mieszkania. Przez trzy miesiące, kiedy tam mieszkałam, ani razu się do mnie nie zwrócił i o nic nie zapytał.
Nie mogłam tam dłużej wytrzymać, dlatego zaczęłam prosić męża, żeby wynajął nam jakieś mieszkanie. Co zaskakujące, szybko się zgodził. I wkrótce przeprowadziłam się do jednopokojowego mieszkania na obrzeżach miasta. Tak tylko ja, bo Michał powiedział, że wygodniej jest mu mieszkać z rodzicami.
"A co ze mną? Przecież będziemy mieli dziecko" – powiedziałam zdezorientowana.
"Moi rodzice cię nie lubili” – wzruszył ramionami. "Oni są mi bliżsi, przepraszam".
"I co dalej?" - zapytałam.
"Na razie będziemy tak żyć. A gdy dziecko się urodzi, coś się wymyśli" - powiedział mi mój mąż.
Zacząłem mieszkać sam. Czasami Michał przychodziła do mnie. Naprawdę miałam nadzieję, że pewnego dnia mój mąż zostanie, ale za każdym razem, gdy odchodził, zostawiał mnie we łzach. Przez cały ten czas odwiedzała mnie moja jedyna przyjaciółka Natalia, która wspierała mnie najlepiej, jak mogła.
"Wszystko się zmieni, kiedy urodzi się dziecko" – powiedziała. "Kiedy Michał na nie spojrzy, rozpłynie się i nie będzie chciał od was odejść".
To nie mój mąż, ale przyjaciółka pomogła rozłożyć łóżeczko. To prawda, że Żeńka dawał pieniądze na wszystkie zakupy, ale on sam w nic się nie zagłębiał, powołując się na fakt, że jest bardzo zajęty. Pewnego razu Natalia wysłała brata, aby pomógł spakować łóżeczko, przenieść szafę i stół.
W tym czasie przybyła moja teściowa, która bez dzwonienia weszła do mieszkania. Okazuje się, że miała klucz. W tym czasie Jurek przestawiał łóżeczko, a ja po prostu stałam obok niego.
"Po prostu pięknie. Kiedy twój mąż ciężko pracuje, ty jesteś tu z obcym mężczyzną!" - Usłyszałem głos mojej teściowej.
Pewnie bym jej to jakoś próbowała wyjaśnić, gdyby nie to, że zaczął się poród. Musiałam jechać do szpitala. Urodziłam syna. Potem zadzwoniłam do męża i powiedziałam mu, że jest teraz ojcem.
"Mam wątpliwości, czy to jest moje dziecko" – powiedział mój mąż. "Matka mi wszystko powiedziała".
"Zakończmy tę rozmowę" - powiedziałam zdesperowana, a on mnie nie posłuchał i rozłączył się. W szpitalu położniczym wpadłam w histerię, lekarze musieli mi nawet wstrzyknąć środek uspokajający. A kiedy nadszedł czas wypisu, ponownie zadzwoniłem do Michała.
"Nie przyjdę" - powiedział.
"Dlaczego? Michał, twoja matka źle wszystko zrozumiała".
"Moja matka wszystko dobrze zrozumiała" – brutalnie mi przerwał. "Od początku była przeciwna naszemu związkowi, ale ja jej nie słuchałem. Nie dam sobie wmówić, że jestem ojcem cudzego dziecka".
I to była nasza ostatnia rozmowa. Natalia i Jurek odebrali mnie i dziecko ze szpitala położniczego. Przez około sześć miesięcy mieszkałam z synem u znajomych. W tym czasie rozwiodłam się z Michałem. Udowodniłam mężowi, że to jego dziecko, przez co musiał płacić alimenty.
Przez cały czas był przy mnie Jurek. A teraz, dwa lata później, mogę powiedzieć, że miłość nadal istnieje na tym świecie. Musisz tylko znaleźć właściwą dla siebie osobę.
To też może cię zainteresować: Z życia wzięte. "Wyraz twarzy pana młodego zmienił się, gdy się o tym dowiedział": Myślał, że mnie oszuka. Nie udało się
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: ZUS nie ma innego wyjścia. Nadchodzący piątek to prawdziwa niespodzianka dla wielu seniorów
O tym się mówi: Stanisław z "Sanatorium miłości" przerwał milczenie. Jest zniesmaczony słowami Marii