Kiedy urodziłam dwójkę dzieci, miałam nadzieję, że chociaż jedno z nich zajmie się mną na stare lata. Niestety tera, kiedy potrzebowałam ich pomocy, okazało się, że jestem zdana na obcych ludzi. Żadne z dzieci nie chciało mnie do siebie wziąć. Straszna jest świadomość, że własne dziecko nie chce się tobą zająć i po prostu cię nie potrzebuje.
Wychowywałam dzieci sama. Mój mąż zmarł, kiedy urodził się mój syn. Po jego odejściu musiałam pracować na dwa etaty, żeby utrzymać siebie i dwójkę małych dzieci. Udało mi się zapewnić dzieciom dobre wykształcenie. Córka jest architektkom, syn inżynierem. Oboje mają dobrą pracę.
Dopóki byłam zdrowa, starałam się im pomagać w opiece nad ich dziećmi. Każde z nich doczekało się jednego syna. Z każdym z chłopców chodziłam na dodatkowe zajęcia, odbierałam ich ze szkoły.
Zajmowałam się nimi codziennie. Przestałam dopiero wtedy, kiedy zemdlałam na ulicy. Trafiłam do szpitala. Synowi udało się w tym czasie do mnie raz zadzwonić, a córce wpaść raz z wizytą.
Wypisano mnie po tygodniu i kazano mi się nie przemęczać, a tu dzieci przyprowadziło do mnie wnuki. Musiałam się z nimi bawić, gotować, zając się wszystkim. Wytrzymałam zaledwie dwa tygodnie i mój stan znów się diametralnie pogorszył.
Poprosiłam syna i córkę, żeby któreś z nich zawiozło mnie do lekarza. Oboje stwierdzili, że nie mają czasu. Sąsiadka wezwała karetkę. Znów trafiłam do szpitala. Od tamtej pory nie jestem w stanie samodzielnie się poruszać. Przed wyjściem lekarze poinformowali moje dzieci, że potrzebuję opieki.
Dzieci odebrały mnie ze szpitala i zwiozły do mojego mieszkania. Zaczęły się kłócić, które z nich ma się zająć. Żadne się do tego nie kwapiło. Każde miało w domu albo za mało miejsca, albo za mało czasu. W końcu kazałam im obojgu się wynosić! Nie chcę żadnego z nich widzieć! Dam sobie radę sama i nie będę dla nich ciężarem!
Rano weszła do mnie sąsiadka. Okazało się, że kiedy dzieci wczoraj wyszły, nawet nie zamknęły za sobą drzwi, choć wiedziały, że ja nie mogę wstać. Wyżaliłam się młodej sąsiadce, choć zwykle tego nie robię. Sąsiadka zaoferowała mi swoją pomoc. Nie chciałam jej przyjąć, bo jak mogłam prosić o pomoc kogoś obcego, skoro własne dzieci mi nie pomogły.
Sąsiadka była jednak stanowcza. Przyniosła mi coś do jedzenia, zrobiła herbaty, pogadała. Od tego czasu opiekuje się mną. Jest samotną matką. Pracuje zawodowo, a i tak znajduje dla mnie czas. Oddaję jej połowę mojej emerytury, za które kupuje mi leki i jedzenie. Reszta zostaje dla niej.
Teraz moje życie całkowicie zależy od nieznajomego, a moich własnych dzieci nie obchodzi, co dzieje się z ich matką. Dzwonią od czasu do czasu. Odetchnęli z ulgą, gdy dowiedzieli się, że jest ktoś, kto się mną zaopiekuje.
Nigdy nie myślałem, że pod koniec życia spotka mnie taka zdrada, a także ze strony mojego syna i córki. Wychowałam niewdzięczne dzieci!
To też może cię zainteresować: Z życia wzięte. "Kiedy po ślubie nie mieliśmy z żoną dokąd pójść, mama oddała nam swoje mieszkanie": Wkrótce żona pokazała swoją prawdziwą twarz
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Joanna Opozda reaguje na oskarżenia Antka Królikowskiego. Skandal nabiera tempa
O tym się mówi: Policja i rodzina pilnie apelują o pomoc. Zaginął 9-letni chłopiec. Każda informacje może okazać się kluczowa w odnalezieniu chłopca