Mnie i mojego brata dzieli cztery lata różnicy. Choć on jest starszy, a ja młodsza w podobnym w tym samym czasie zostaliśmy wyrzuceni z rodzinnego gniazda. Ja właśnie wtedy skończyłam szkołę, a brat już pracował.
Poprosiłam matkę, żeby pozwoliła mi u siebie zostać przynajmniej na miesiąc, żebym zarobiła pierwszą pensję i mogła coś wynająć. Moja mama była właścicielką nie tylko mieszkania, w którym do tej pory żyliśmy, ale miała także inne lokum. Od razu zapowiedziała nam, żebyśmy nawet nie myśleli, że będziemy mogli tam zamieszkać, bo mieszkanie wynajmuje i nie zamierza tego zmieniać.
Znalazłam pracę i wynajęłam pokój. Potem przeniosłam się do mieszkania, które wynajęłam wspólnie ze swoją koleżanką z pracy. Matka wychowywała nas tak, że nie widziałam nic dziwnego w jej zachowaniu. Uznała, że ja i mój brat jesteśmy dorośli, musimy żyć samodzielnie. I dopiero gdy zostałam mamą, uświadomiłam sobie, że zachowanie mojej matki trudno nazwać normalnym.
Nigdy nie wyrzuciłbym mojego siedemnastoletniego dziecka z domu. Chcę, żeby się uczył, stanął na nogi i odszedł, kiedy będzie gotowy, a nie jak ja wyrzucona z dnia na dzień. Mój syn urodził się w małżeństwie. Jednak nasza rodzina nie przetrwała długo. Po trzech latach bycia służącą, która ma same obowiązki i żadnych praw, powiedziałam sobie dość. Rozwiodłam się.
Chociaż mały chodził wówczas do przedszkola, a ja pracowałam, to nie dostawałam zbyt wiele, do tego synek ciągle chorował i więcej czasu niż w pracy, spędzałam na zwolnieniach lekarskich. Nie miałam innego wyjścia, jak tylko zwrócić się do matki o pomoc. Zaskoczyła mnie tym, że się zgodziła. Oczywiście nie mogliśmy zamieszkać u niej, tylko w wynajętym mieszkaniu.
Mieszkanie było w okropnym stanie, jakby lokatorzy w ogóle nie sprzątali. Oczywiście zabrałem się za mycie mieszkania. Chociaż jest mieszkanie jednopokojowe, myłem je przez trzy dni. Jeden dzień do kuchni, jeden do pokoju i korytarza, jeden dzień do łazienki. Wreszcie mieszkanie nabrało normalnego wyglądu, nie było straszne pozwolić dziecku biegać po nim. Po uporaniu się z tym pytaniem zacząłem myśleć o tym, jak dalej żyć.
Mama i ja umówiłyśmy się, że będę płaciła rachunki za media. Z góry powiedziała, że będzie gotowa udzielać mi bezpłatnie mieszkania ledwie przez pół roku. Potem będę musiała zdecydować, co dalej. Powiedziała, że nie prowadzi działalności charytatywnej i będę mogła wynająć mieszkanie. Udało mi się znaleźć pracę, w której pracowałam zdalnie.
Kiedy zaczęłam wychodzić na prostą, przyszła do mnie mama i oświadczyła, że muszę opuścić mieszkanie, bo mój brat chciał się tu wprowadzić z narzeczoną. Chcą zbierać na ślub, więc mama postanowiła dać im taką możliwość, jakby to był jej prezent ślubny.
„Już ci pomogłam, teraz muszę pomóc swojemu synowi, więc opuść mieszkanie” – powiedziała mi mama.
Mama powiedziała, że stwarza równe warunki dla mnie i brata, pomogła mi, więc jemu też powinna pomóc. Równe szanse? Dorosły mężczyzna, bez dziecka i jego pracująca narzeczona z jednej strony, z drugiej ja, kobieta, która samotnie wychowuje dziecko i stara się przetrwać! Bardzo równe szanse.
Mama jednak nie dała się ubłagać. Podjęła decyzję, a mój brat też zaczął dzwonić i pytać, kiedy opuszczę mieszkanie. I nikogo nie obchodzi, gdzie pójdę z małym dzieckiem. Znalazłem miejsce, do którego mogę się udać, ale z jakiegoś powodu nie mam ochoty komunikować się z bliskimi. Zamiast tego doskonale rozumiem, że poza dzieckiem nie mam nikogo.
To też może cię zainteresować: Z życia wzięte. Mężczyzna był pewny, że najbliżsi zapomnieli o jego 60. urodzinach. Nie miał pojęcia, co czekało na niego w domu
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Kinga Duda trafiła z kotem do weterynarza. Córka pary prezydenckiej przetransportowała pupila do kliniki w luksusowych warunkach. Polacy oburzeni