W skrócie sytuacja wygląda tak: byłam jej jedyną wnuczką przez sześć lat, potem mój tata i mama rozwiedli się, a on ożenił się ponownie.

Niedługo potem w nowej rodzinie urodził się syn, Wojtuś. Ja zostałam z mamą, której udało się utrzymać dobre relacje z byłą teściową i teściem.

Babcia Renia zawsze cieszyła się, gdy do nich przyjeżdżaliśmy. Oczywiście moja mama nie została z nami, jest delikatną osobą i nie chciała narzucać się ludziom, którzy stali się dla niej obcy. Ale nadal byłam ich wnuczką, a sama babcia Renia mówiła, że kocha mnie ponad wszystko.

Mój dziadek również bardzo mnie kochał, ale zmarł bardzo wcześnie. Nie miałam jeszcze pięciu lat. Kiedy babcia była sama, często prosiła mamę, żeby mnie do niej przyprowadzała:

- Julia to taka miła dziewczynka, bardzo lubię spędzać z nią czas. A kiedy jest w pobliżu, zapominam o swoim smutku.

Często odwiedzałam babcię, pomagając jej ze wszystkich sił, ponieważ jest moją jedyną babcią, a tak się złożyło, że moja mama wcześnie straciła rodziców. I oczywiście kochałam ją całą moją dziecięcą duszą.

Ale rodzina mojego taty dała jej innego wnuka, który dorastał, a kiedy skończył pięć lat, zastąpił mnie babci we wszystkich dziedzinach.

Byłam wtedy jeszcze dzieckiem i niewiele rozumiałam i wiedziałam. Na przykład tego, że druga żona mojego ojca nieustannie nalegała, by babcia nie zapraszała mnie do siebie.

- Wojtunia bardzo cię kocha i denerwuje się, gdy zwracasz uwagę na kogoś innego - mówiła teściowej, a ona słuchała jej i kiwała głową.

Babcia też nie dawała nam takich samych prezentów: mnie dawała mało pieniędzy, a Wojtkowi trzy razy więcej. Bo ja od razu oddawałam mamie, a on wrzucał do skarbonki, bo on umie się obchodzić z pieniędzmi, a ja nie.

Czas mijał. Teraz ja mam dwadzieścia cztery lata, a Wojtek osiemnaście. Moja babcia podarowała mu swoje mieszkanie z okazji jego pełnoletności! Normalny prezent, prawda?

Ja na ostatnie urodziny dostałam 100 złotych. No cóż, darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby. Miałam się cieszyć z tego kawałka papieru.

Obecnie moja babcia mieszka ze swoją siostrą. Obie są starszymi kobietami i koegzystują całkiem spokojnie, ale ostatnio pokłóciły się o coś błahego i babcia zadzwoniła do mnie, żeby poskarżyć się na siostrę:

- Wnuczko, ja właśnie tak żyję. Kiedy będę bardzo stara, to ty będziesz się mną opiekować! - powiedziała mi.

- Niech opiekuje się tobą osoba, której przekazałaś swoje mieszkanie — odpowiedziałam.

- Julia!!! - babcia była tak oburzona, że nie od razu wiedziała, co mi powiedzieć.

Potem zaczęła się długo tłumaczyć, że to było jej mieszkanie i miała prawo decydować, komu je oddać. Że źle się zachowałam i muszę ją przeprosić. Że wyjdę za mąż i zamieszkam z mężem, więc będę miała własne mieszkanie, a Wojtek nie będzie mógł mieszkać z żoną, bo tak nie powinno być. Że jest młodym człowiekiem i potrzebuje własnego mieszkania.

Jeszcze bardziej utknęłam, gdy po rozmowie z babcią zadzwonił do mnie ojciec i zrobił mi wykład, że jestem bezduszna.

Nic mu nie odpowiedziałam, a kiedy rozłączyłam się, nie mogłam powstrzymać się od łez. Dlaczego nie obchodziło ich, że przez pięć lat studiów mieszkałam w akademiku? Że też chciałabym mieć własne mieszkanie? Że byłam w takiej samej sytuacji jak Wojtek. Tylko że on mieszkał z rodzicami, a ja z matką i ojczymem, który pomimo tego, że ją kocha, nie potrafił się do mnie przyzwyczaić.

Dlatego zamieszkałam w akademiku, nie chciałam im przeszkadzać. I oczywiście do nich nie wrócę, mieszkam w wynajętym mieszkaniu, a spora część mojej pensji trafia do jego właściciela. Och, tak, i jeszcze stówka, którą babcia dała mi na urodziny: dała mi to również na opłacenie mieszkania.

Dziękuję! Niski ukłon! Ale to za mało, żebym mogła później opiekować się babcią Renią. Ona ma Wojtka, więc on dostaje flagę. I bęben na szyję. Niech mnie zostawią w spokoju i nie oczekują, że będę się nią opiekowała w potrzebie. Mam własne problemy do rozwiązania.