Przychodzi z wizytą i od razu rzuca się do wyjścia, lamentując, że tak się nie da żyć. Kiedy jest zdenerwowana, zaczyna się dąsać: „Chcę tylko pomóc, dlaczego się złościsz”. Nie potrzebuję pomocy, mówiłam to tysiące razy.
Miałam „szczęście” mieszkać w sąsiedztwie mojej teściowej. Odwiedza nas tak, jakby była w pracy.
Byłoby miło, gdyby po prostu przyszła, napiła się herbaty, pogadała i wyszła, ale nie...
Ona prawie od progu zaczyna lamentować, że jak my w ogóle żyjemy w takim bałaganie, śpieszy się „pomóc”. Nie potrzebuję jej pomocy, dobrze nam w domu.
Oboje z mężem pracujemy, więc codzienne mycie wszystkich powierzchni na lustrzany połysk nie leży w naszych zainteresowaniach. Naczynia myję codziennie, zmywam w razie potrzeby, a raz w tygodniu przeprowadzamy kompletne sprzątanie z odkurzaniem, myciem podłóg i kafelek.
W domu można normalnie chodzić boso, nic nie klei się do stóp. Wszystkie rzeczy są na swoich miejscach, jedyne co można nazwać bałaganem to ubrania, które w tygodniu się pierze, a potem cierpliwie czeka na weekend, żeby je wyprasować i odłożyć do szafy. Wszystko. Cóż, czasami jesteśmy z mężem zbyt leniwi, żeby zmywać naczynia zaraz po jedzeniu. Jesteśmy takimi przestępcami.
Ale teściowa najwyraźniej uważa, że mieszkamy jak w stodole. Jak inaczej wytłumaczyć jej okrzyki i konwulsyjne chwytanie szmaty, nie wiem. Ulubioną rozrywką jest przyjść w środku tygodnia, być przerażonym i biec, żeby odkurzyć, przetrzeć coś, przesunąć, chwycić żelazko.
Na początku mnie to bawiło, obróciłam to w żart i posadziłam przy herbacie. Myślałam, że z czasem jej przejdzie. Nie minął rok. Jej wizyty zawsze mają ten sam scenariusz. Jest to strasznie irytujące, nawet nie ukrywam, że mi się to nie podoba. Mówiłam jej sto razy, że radzimy sobie sami, w domu jest czysto – nie słyszy.
Ostatnio zaczęła się już wyrywać, dość niegrzecznie denerwując i studząc jej entuzjazm do pracy. Teraz mamy nową rozrywkę - łzawe obelgi dla niewdzięcznych dzieci. Ona chce nam dobrze zrobić, pomóc z całych sił, a my tak niesprawiedliwie ją traktujemy.
Ostatnio mój mąż też się przyłączył do okazywania matce niezadowolenia. Miał też dość tego, że po pracy nie może odpocząć w ciszy, bo jego mama ciągnie odkurzacz i pilnie chce posprzątać. Zaczął też tłumaczyć mamie, że skoro przyszła w odwiedziny, to niech siedzi na dupie i pije herbatę, je słodycze, opowiada o pogodzie i nie włącza trybu Kopciuszka.
Oczywiście wina spadła na mnie, gdyż na pewno nastawiłam go przeciwko niej. Na swoje nieszczęście nie miała pojęcia o tym, że gdy jej syn wraca z pracy zmęczony, potrzebuje spokoju, by móc odpocząć i coś zjeść...
O tym się mówi: 6 tysięcy złotych zniknęło za jednym kliknięciem. 35-latek nie zdołał temu zapobiec