Dziś jego słowa brzmią inaczej – jak pożegnanie, które nikt nie chciał usłyszeć. Tomasz Jakubiak, uwielbiany kucharz, juror „MasterChefa” i człowiek o ogromnym sercu, przegrał nierówną walkę z rzadkim nowotworem. Zmarł w wieku 41 lat, pozostawiając po sobie nie tylko przepisy, ale przede wszystkim pamięć o odwadze i niezwykłej życzliwości.
Gdy we wrześniu ubiegłego roku po raz pierwszy publicznie powiedział o chorobie w „Dzień Dobry TVN”, jego słowa poruszyły Polskę. Diagnoza – nowotwór, który występuje u mniej niż jednego procenta ludzi na świecie – brzmiała jak wyrok. Ale Jakubiak nie szukał litości. Mówił szczerze, jakby chciał podzielić się ciężarem i jednocześnie dodać innym otuchy.
W kolejnych miesiącach jego media społecznościowe stały się nie tylko dziennikiem leczenia, ale i pamiętnikiem wdzięczności. Fani ruszyli z pomocą – zorganizowano zbiórki na leczenie za granicą, w tym kosztowny transport karetką do kliniki w Atenach. Zebrano ponad milion złotych. Jakubiak nie traktował tego jak oczywistości – każdą złotówkę, każde słowo wsparcia kwitował słowami:
Kochane Głodomory,
jak pewnie zauważyliście, jestem ostatnio mniej aktywny w mediach społecznościowych.
Obecnie przebywam w Atenach, gdzie intensywnie się leczę. Walka, którą toczę, wymaga ode mnie ogromnej ilości czasu, sił i pełnego skupienia. Każdy dzień to wyzwanie, któremu staram się sprostać z pełnym zaangażowaniem.
Z całego serca dziękuję Wam za troskę, wiadomości i wsparcie – są dla mnie naprawdę niezwykle ważne. Zaglądam czasem na Instagrama, czytam Wasze komentarze i wiadomości, choć nie jestem w stanie każdemu z osobna odpisać. Proszę, nie odbierajcie tego jako obojętności – po prostu muszę teraz skupić się w pełni na leczeniu.
Mam nadzieję, że to zrozumiecie. Wasza obecność, dobre słowa i pozytywna energia są dla mnie nieocenione.
Z wdzięcznością,
Tomasz Jakubiak
Nawet kiedy ból i zmęczenie wyraźnie przykuwały go do łóżka, nie przestawał myśleć o innych. Wpisy były coraz rzadsze, ale każdorazowo przesycone wdzięcznością. „Kochane Głodomory” – tak zaczynał ostatni post, zamieszczony zaledwie pięć dni przed śmiercią. To nie był dramatyczny apel, nie była to relacja z ostatniego etapu choroby. To była spokojna, pokorna wiadomość – jakby nie chciał nikogo obciążać sobą.
Dodał jeszcze, że nie jest w stanie każdemu odpisać, ale każdą wiadomość czyta. Każde słowo – jak pisał – „jest nieocenione”. Jego duch pozostał silny do końca. I to właśnie dlatego, gdy napisał: „Walczę dalej. Z całych sił. Dziękuję, że jesteście”, nikt nie przypuszczał, że będą to jego ostatnie publiczne słowa.
Dziś te słowa mają inną wagę. Stały się symbolem. Nie tylko pożegnania, ale i lekcji, którą Tomasz Jakubiak zostawił po sobie – że nawet w obliczu śmierci można mówić z wdzięcznością, miłością i siłą.
Nie potrzebował wielkich słów. Potrzebował tylko ludzi. A ci nie zawiedli – i nie zapomną.
To też może cię zainteresować: Tomasz Jakubiak chorował na niezwykle rzadki nowotwór. „Dotyka mniej niż 1% ludzi na świecie”
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Produkcja "MasterChefa" pożegnała Tomasza Jakubiaka. Poruszający wpis w mediach