Nieoczekiwany atak na Viktorię Gabor, popularną artystkę młodego pokolenia, oraz jej ojca Dariusza wzbudził falę komentarzy i emocji. Otoczenie artystki podkreślało, że incydent miał charakter "nieuzasadnionej agresji", a jego przyczyną było rzekome przekroczenie linii ciągłej podczas wyprzedzania.
Nieoczekiwana reakcja napastnika
Zdarzenie miało miejsce 11 czerwca 2024 roku w Al. Jerozolimskich. Z relacji menadżera artystki wynikało, że pan Dariusz został "spryskany gazem", a następnie brutalnie wyciągnięty z samochodu i pobity, aż osunął się na ziemię. W tym samym czasie Viktoria również stała się ofiarą ataku – została spryskana gazem, siedząc w pojeździe.
Incydent ten nie tylko szokował ze względu na swoją brutalność, ale także dlatego, że dotyczył znanej postaci medialnej. W obliczu tak drastycznych wydarzeń wielu zaczęło zastanawiać się nad bezpieczeństwem publicznym oraz nad tym, jak często podobne sytuacje mogą pozostać bezkarne.
Wyrok sądowy
W połowie sierpnia 2024 roku Sąd Rejonowy dla Miasta Stołecznego Warszawy wydał wyrok nakazowy w tej sprawie. Sędzia orzekł sześć miesięcy ograniczenia wolności oraz 20 godzin prac społecznych tygodniowo dla sprawcy ataku.
Dodatkowo zasądził zapłatę nawiązki w wysokości dwóch tysięcy złotych na rzecz pokrzywdzonych. Jednakże decyzja sądu nie zakończyła sprawy. Od wyroku wpłynęło odwołanie i cała sytuacja ponownie trafiła na wokandę sądową. Oczekiwania społeczne wobec wymiaru sprawiedliwości były ogromne – wiele osób chciało zobaczyć odpowiedzialność za przemoc uliczną i brak tolerancji wobec aktów agresji.
"Super Express" donosi, że w dniu 14 stycznia w sądzie ujawniono szczegóły dotyczące incydentu, który dotknął nie tylko uczestników zdarzenia, ale także ich rodziny oraz społeczność. Początkowo relacje świadków wskazywały na to, że jeden z kierowców zajechał drogę drugiemu.
Tego typu sytuacje zdarzają się codziennie i zazwyczaj kończą się jedynie wymianą uprzejmości lub nieprzyjemnych słów. Tym razem jednak było inaczej. Jak zeznano przed sądem, prowodyrem całej awantury okazał się być ojciec 16-letniej piosenkarki.
Zeznania oskarżonego Mateusza M. rzuciły nowe światło na sprawę. Stwierdził bowiem, że to właśnie on był ofiarą agresywnego zachowania ojca nastoletniej artystki. W momencie konfrontacji emocje wzięły górę, a cała sytuacja szybko wymknęła się spod kontroli.
Staliśmy w korku. Zauważyłem auto, które agresywnie próbuje się wcisnąć pomiędzy jadące pojazdy. Kierowca zjechał ze swojego pasa, przekroczył linię ciągłą i uderzył w mój samochód. Potem otworzył szybę i zaczął do mnie krzyczeć: "rusz kur** to zobaczysz, co się stanie"− opowiadał na sali sądowej Mateusz M.
Cofnął auto, zajechał mi drogę i wysiadł na ulicy. Był wulgarny, prowokował mnie i groził. Cały czas krzyczał, po czym zaczął kopać moje auto, szarpać za lusterko i inne elementy samochodu − opisał kierowca.
Sprawa ta zwróciła uwagę mediów oraz społeczeństwa na problem przemocy w przestrzeni publicznej. Jak pokazują statystyki, takie incydenty zdarzają się częściej, niż moglibyśmy przypuszczać. Wzrastająca liczba przypadków agresji fizycznej rodzi pytania o to, co można zrobić, aby poprawić bezpieczeństwo obywateli.
Nie przegap: Kariera polityczna Mateusza Morawieckiego nabiera rozpędu. Chodzi o nową rolę na międzynarodowej scenie
Zerknij: Skandal między Dodą a Pachutą nabiera tempu. Jest treść pozwu