Jak podaje portal "Super Express", jeśli kierowca nieuiści opłaty ewidencyjnej wynoszącej 50 groszy, musi się liczyć z poważnymi konsekwencjami finansowymi, a także zakazem prowadzenia pojazdu. Poznacie szczegóły!

Niezapłacenie 50 groszy może się skończyć karą 30 tysięcy!

Małe niedopatrzenie może mieć dla nas poważne konsekwencje. Jeśli kierowca zapomni wnieść 50 groszową opłatę za wiertualny odbiór prawa jazdy, naraża się na karę w kwocie 30 tysięcy złotych! To jednak nie wszystko. Przeoczenie tego obowiązku skończy się również trwającym 2 lata zakazem prowadzenia pojazdów.

Kierowca/Youtube @Truckers Life
Kierowca/Youtube @Truckers Life
Kierowca/Youtube @Truckers Life

Wszystko w związku z mechanizmem, który funkcjonuje w polskim systemie prawnym od 2015 roku. Jeśli któryś kierowca stracił prawo jazdy za przekroczenie 50 km/h na okres 3 miesięcy, funkcjonariusze fizycznie zabierali uprawnienia, przekazując je do starostwa. Odebranie go z urzędu po zakończeniu kary, kosztowało kierowcę 50 groszy.

Po tym, jak cyfryzacja wkroczyła i w ten element naszego życia, odebranie prawa jazdy było odnotowywane w Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców (CEPiK). Wraz z wprowadzeniem CEPiK-u nie zniknęła przewidziana prawem opłata w kwocie 50 groszy, która "odblokowuje" nasze prawo jazdy.

Jeśli nie wniesiemy tej opłaty, w świetle prawa nadal będziemy mieli zatrzymane uprawnienia do prowadzenia samochodu. Zgodnie z przepisami, mogżemy zostać za to ukarani karą grzywny w kwocie od 1500 do nawet 30 tys. złotych, a także ponownym zakazem prowadzenia pojazdów przez okres 2 lat.

Pieniądze/YouTube @Flexin
Pieniądze/YouTube @Flexin
Pieniądze/YouTube @Flexin

Dlatego, jeśli zdarzyło nam się stracić prawo jazdy nie powinniśmy zapominać o opłacie, jeśli faktycznie chcemy je odzyskać.

Wiedzieliście o tym?

To też może cię zainteresować: Duchowni nie kryją niepokoju. Zaapelowali do Polaków. Wszystko w związku z pewnymi reklamami

Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Tomasz Lis zabrał głos w sprawie wyników kontroli w "Newsweeku". "Nie oczekuję przeprosin ani nawet refleksji"

O tym się mówi: Niepokojące doniesienia płyną z jednego z europejskich państw. Odnotowano tam przypadki choroby, z którą lekarze nie mieli do czynienia od 4 dekad