Wydaje się, że wszyscy sobie pomagamy, ale prawda jest inna – tu każdy patrzy na drugiego, żeby przypadkiem nie pomógł za bardzo.

Basia, moja sąsiadka, zawsze była skromna i cicha. Miała troje dzieci, męża, który najpierw pił, a potem po prostu zniknął. Została sama – bez pracy, bez pieniędzy, bez nadziei.


Patrzyłam, jak z dnia na dzień coraz bardziej znikała. Najpierw przestała wychodzić z domu, potem dzieci przestały chodzić do szkoły.

Wiedziałam, że coś się dzieje, ale kiedy zapukałam do jej drzwi, zrozumiałam, że nie chodzi o „coś” – chodzi o tragedię.

Drzwi otworzyła mi dziewczynka – najstarsza, może dwanaście lat. Na sobie miała za duży sweter i buty bez sznurówek. W środku pachniało wilgocią i biedą. Na stole stał garnek z wodą, w której pływały dwa ziemniaki.

Basia siedziała w kącie.Blada, zapadnięta w sobie, z pustym spojrzeniem.


– Nie trzeba – powiedziała, kiedy przyniosłam jej zakupy. – I tak już mnie wszyscy mają dość.

Zamarłam. Wiedziałam, że coś musi się wydarzyć.

Zaczęłam rozmawiać z ludźmi. Z sąsiadami, z księdzem, z sołtysem. Prosiłam o pomoc – nie dla siebie, dla niej.


Ale wszyscy tylko wzruszali ramionami.


– Sama sobie winna – mówili. – Trzeba było sobie radzić, a nie użalać się.

Nie mogłam tego znieść. Poszłam do opieki społecznej w gminie. Tam też usłyszałam, że „sprawa jest w toku”.


A „w toku” znaczyło tylko jedno – że niedługo ktoś przyjdzie i zabierze jej dzieci.

Zorganizowałam zbiórkę. Zrobiłam to po swojemu – głośno. Napisałam do lokalnej gazety, wrzuciłam zdjęcia domu, opisałam sytuację. Nie po to, żeby ją upokorzyć, ale żeby ludzie w końcu otworzyli oczy.

I wtedy się zaczęło.

Jedni przynosili ubrania, inni jedzenie.


Ale byli też tacy, którzy szeptali za plecami:


– Co się tak wtrąca? Chce się pokazać? Myślała, że będzie bohaterką, a wyszła na plotkarę.ci

Basia nie wytrzymała. Przyszła do mnie zapłakana.

– Po co to zrobiłaś? – krzyczała. – Teraz wszyscy patrzą na mnie jak na żebraczkę!

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Przecież chciałam dobrze.


Ale następnego dnia do drzwi zapukała policja. Ktoś zgłosił, że „naruszyłam prywatność” i „publicznie ośmieszyłam rodzinę”.

Wieś aż huczała. Ze zbawicielki stałam się tą, która „zrobiła aferę”.

Sąsiadka żyła w biedzie i miała stracić dzieci. Zrobiłam wszystko, by ją ratować – potrząsnęłam ludźmi, którzy woleli odwracać wzrok.

Udało się – dzieci zostały z matką, dostali pomoc, ich życie się zmieniło. Ale moje – też.
Bo ja zostałam z opinią wścibskiej baby, która „narobiła wstydu całej wsi”.

Czasem dobro ma cenę wyższą niż zło. I dziś wiem jedno – gdybym miała wybór, zrobiłabym to jeszcze raz. Nawet jeśli znów zostałabym sama przeciw wszystkim.

To też może cię zainteresować: Z życia wzięte. "Porzuciłem rodzinę po trzydziestu pięciu latach, bo uwierzyłem w nową miłość": Dziś zostałem sam

Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Sekret z grobu „Dżejka” wyszedł na jaw. Fani „Królowych życia” przecierają oczy ze zdumienia