Tyle trwało moje małżeństwo. Dom, dzieci, codzienność. Nie było może wielkich uniesień, ale było stabilnie, bezpiecznie. Wiedziałem, że zawsze ktoś na mnie czeka. A jednak z czasem zacząłem czuć się, jakbym żył obok, nie w tym życiu.
Żona – dobra kobieta, ale cicha, zmęczona. Dzieci dorosły, wyfrunęły. A ja? Czułem się, jakbym stanął w miejscu.
I wtedy pojawiła się ona.
Była ode mnie młodsza o dwadzieścia lat.
Zaczęło się niewinnie – kilka rozmów w pracy, wspólna kawa po godzinach. Miała w sobie energię, której mi brakowało. Patrzyła na mnie tak, jak moja żona już dawno nie patrzyła.
Sprawiała, że znowu czułem się… żywy.
Powiedziała, że mnie rozumie, że jestem inny niż „faceci w jej wieku”. I ja w to uwierzyłem.
Zacząłem kłamać. Najpierw w drobiazgach – że zostanę dłużej w biurze, że jadę służbowo.
A potem już w wszystkim.
Pewnego wieczoru spakowałem walizkę.
Żona patrzyła na mnie bez słowa. Wiedziała. Może przeczuwała od dawna.
– Zostawiasz nas? – zapytała tylko.
Nie odpowiedziałem. Bo nie umiałem Wyszedłem z domu, w którym zostało wszystko: zdjęcia, zapach wspólnych lat, ciepło, które sam zgasiłem.
Byłem przekonany, że idę po szczęście.
Pierwsze tygodnie były jak sen.
Nowe mieszkanie, wspólne śniadania, dotyk, który palił jak ogień. Miałem wrażenie, że cofam czas. Ale sielanka nie trwała długo.
Zaczęła mnie kontrolować. Dzwoniła po dziesięć razy dziennie. Chciała wiedzieć, z kim jestem, dokąd idę. Zazdrość mieszała się z oskarżeniami. Coraz częściej słyszałem:
– Zostawiłeś rodzinę dla mnie, więc nie masz już dokąd wrócić.
Nie wiedziałem wtedy, że już wtedy miała innego.
Dowiedziałem się przypadkiem.
Telefon zostawiony na stole, wiadomość z imieniem, którego nie znałem.
„Kocham cię. Nie mogę się doczekać.”
Zamarłem.
W jednej chwili wszystko, co poświęciłem – dom, dzieci, małżeństwo – rozsypało się w pył.
Kiedy zapytałem, nie zaprzeczyła.
– A co myślałeś? – rzuciła chłodno. – Że będziemy bajką do końca życia?
Wyszedłem bez słowa. Tym razem nie z domu, tylko z życia, którego nigdy nie powinienem był wybierać.
Próbowałem wrócić. Dzwoniłem do żony. Nie odebrała. Napisałem list, ale nie odpisała. Pojechałem pod dawny dom – w oknach paliło się światło, ale nikt nie wyszedł.
Zrozumiałem, że nie ma już do czego wracać. Nie byłem częścią ich życia. Byłem wspomnieniem, którego nikt nie chciał przywoływać.
Porzuciłem rodzinę po trzydziestu pięciu latach i żałowałem. Nie będę ich przepraszał, bo wiem, że słowa niczego nie naprawią.
Zostawiłem ich dla kobiety, która potem mnie zdradziła. Dziś siedzę sam w pustym mieszkaniu i słyszę echo własnych kroków.
To cena, jaką płaci się za głupotę – za to, że szukałem miłości tam, gdzie dawno temu sam ją porzuciłem.
To też może cię zainteresować: Sekret z grobu „Dżejka” wyszedł na jaw. Fani „Królowych życia” przecierają oczy ze zdumienia
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Po latach niepokoju Jackowski widzi światełko w tunelu. Wskazał datę