Była schorowana, wychudzona, jej dłonie pokrywały się plamami starości. Każdy oddech sprawiał jej trudność, ale w oczach wciąż miała ten sam błysk.

Błysk, który mówił mi, że pamięta wszystko.

Patrzyła na mnie długo, a potem, cicho, niemal szeptem, powiedziała:

— Synu, to, na co zasłużyłeś, to dostałeś.

Nie wiedziałem, co odpowiedzieć.

Nie musiałem.

Bo wiedziałem, co miała na myśli.

Całe życie byłem dla niej ciężarem.

Nie takim, jakim są dzieci dla rodziców w pierwszych latach życia. Nie.

Byłem ciężarem z wyboru.

Ona pracowała na dwa etaty, a ja siedziałem w domu, bo „jeszcze znajdę dobrą pracę”.

Ona liczyła każdą złotówkę, a ja nie miałem oporów, żeby pożyczyć od niej kolejne pieniądze, choć nigdy ich nie oddawałem.

Ona się starzała, a ja wciąż uważałem, że mam czas.

Że ona zawsze będzie czekać.

Ale czas się skończył.

A ona nie czekała już na nic.

Kiedy lekarz powiedział mi, że zostały jej tygodnie, coś we mnie pękło.

Próbowałem się zmienić, próbowałem wynagrodzić jej lata, w których byłem dla niej tylko dodatkowym ciężarem na barkach.

Ale jak nadrobić całe życie w kilka tygodni?

Jak powiedzieć „przepraszam”, kiedy jest już za późno?

Dni mijały, a ona słabła.

W końcu nie wstawała już z łóżka, ale oczy miała wciąż pełne tej samej surowości.

I kiedy patrzyła na mnie, wiedziałem…

Że nigdy mi nie wybaczyła.

— Synu — powiedziała tamtego wieczoru. — To, na co zasłużyłeś, to dostałeś.

A ja zrozumiałem, że w jej sercu nie było już miejsca na żal, miłość ani litość.

Została tylko prawda.

I to bolało bardziej niż wszystko inne.

To też może cię zainteresować: Maciej Kurzajewski pożegnał się z "Tańcm z gwiazdami". Jego partnerka nie była w stanie powstrzymać łez

Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Z życia wzięte. "Wyrzuciłam teściów z własnego mieszkania": Nie miałam innego wyboru