Wyznał, że spotkał miłość swojego życia, chyba Kasię, jeśli mnie pamięć nie myli. Przecież nigdy nawet nie widziałem tej dziewczyny, a ich związek rozpadł się bardzo szybko, w jednej chwili. I, co najbardziej denerwujące, z winy mojej matki, czyli mojej żony Wandy.
Tego dnia syn powiedział, że nie wróci na noc do domu. Po raz pierwszy w życiu. Wcześniej wszystkie swoje sprawy miłosne załatwiał wyłącznie za dnia i wracał do domu o 22:00. Ale potem nagle zrobił "wyjątek" i nie bez powodu: "Mamo, tato, prawdopodobnie wkrótce się ożenię. Spotkałem taką dziewczynę, po prostu cud. Ma na imię Kasia.
-Najwyższy czas — uśmiechnęła się uroczyście Wanda i spojrzała na mnie zadowolonym wzrokiem — Co to za dziewczyna? Gdzie studiuje? Czy już pracuje?
-Jest w moim wieku, jest w tym samym wieku co ja. Oczywiście, pracuje od dawna, nie jesteśmy dziećmi."
-Daj spokój... - Nie rozumiałem, co Wanda miała na myśli, ale od razu domyśliłem się, że będziemy mieli przygody.
-Zostanę u Kaśki, zjemy razem obiad, musimy coś omówić — twarz mojego syna nie wyrażała zupełnie nic, dla niego wszystko, co się działo, było normalne. Ale kochająca matka, jaką powinna być Wanda, zareagowała nieco dziwnie. Najpierw przez chwilę milczała, zdając sobie sprawę z tego, co usłyszała, a potem powiedziała coś takiego: "
-Jesteś za młody, żeby zostawać na noc poza domem.
Facet jest w trzeciej dekadzie życia, z powodzeniem pracuje, zarabia więcej niż my oboje razem wzięci... Ma wyższe wykształcenie. Ale w tym wieku ludzie już opiekują się swoimi dziećmi i oczywiście nie pytają matek o zgodę na spędzenie nocy z jakimś zakonnikiem.
Inni nawet nikogo o niczym nie informują! Andrzej mądrze milczał. Zagryzł wargi, jakby chciał zebrać myśli, ale potem po prostu przewrócił oczami i wyszedł. A dokładniej, powiedział mi, gdzie dokładnie mieszka jego Kasia. Mówię to tylko dla porządku.
Wydawałoby się, że nic strasznego się nie stało. Ale nie, to miała być ciężka noc. Wanda zadzwoniła do syna po raz pierwszy jakąś godzinę później. Zapytała go, czy wszystko w porządku, czy nie jest głodny, czy nie jest mu zimno... I tuzin innych rzeczy. Nawet się nie kłócił — szczegółowo opisał swoje przygody, uspokoił matkę, ale Wanda się nie uspokoiła. Przez dwie godziny zadręczała chłopaka pytaniami.
Ale to nie był koniec. Znów zaczęła wydzwaniać do Andrzeja. Powiedziała, że bardzo się martwi, że nie powinien nigdzie wychodzić, że powinien spędzić noc w domu, a nie na odludziu. Powiedział, że wróci natychmiast, jeśli będzie tego chciała, i będzie siedział przy spódnicy matki. Jak zwykle dotrzymał słowa.
Nie wtrącałem się — nie widziałem w tym sensu. Po tym wszystkim relacje Andrzeja z jego dziewczyną uległy pogorszeniu. Nazwała go maminsynkiem i rzuciła. Wiesz, rozumiem ją, chociaż nie pochwalam takiej reakcji.
Wanda jest w pełni usatysfakcjonowana — osiągnęła swój cel i przywiązała do siebie syna. Wnuków chyba się jeszcze nie doczekam. No bo skąd miałyby się wziąć? Każda kobieta uciekłaby od takiej teściowej!
Nie przegap: Z życia wzięte. "Po latach opieki nad chorą matką dowiedziałam się, że cały majątek przepisała na mojego brata"