Rzecz w tym, że po ukończeniu szkoły wyjechałam na studia do stolicy, a kiedy skończyłam studia, znalazłam tam pracę i wyszłam za mąż.

Oczywiście do miasta mojego dzieciństwa wracałam dość rzadko. Raz na rok lub dwa. Zamiast tego mój starszy brat pozostał w rodzinnym mieście i stale przyjeżdżał do domu rodziców, aby im pomóc. Artek ożenił się dość młodo. Nie ma co ukrywać, z powodu ciąży swojej dziewczyny. I chociaż nie było miłości i zrozumienia z żoną, nie opuścił jej ze względu na syna przez dość długi czas, około dziesięciu lat.

Wtedy stało się to, czego się spodziewano - mój brat zakochał się. Tak bardzo, że był gotów podążyć za swoją ukochaną na krańce ziemi. Jego wybranka miała na imię Anna. Powiedziała wszystkim, że pochodzi z dawnej rodziny szlacheckiej, prawdziwej "szlachty". Była piękna, młoda, znała swoją wartość, ale była strasznie arogancka i wyniosła. Artek natychmiast uległ jej urokowi.

Szybko wziął rozwód, ożenił się z ukochaną, zrobił dobrą karierę, aby móc utrzymać swoją księżniczkę. Rozpieszczał ją i kochał do szaleństwa. Mój brat i jego nowa żona mieszkali w trzypokojowym mieszkaniu. Nowy dom, ładna okolica. Ale "arystokratka" marzyła o zamieszkaniu w prestiżowej miejscowości poza miastem. Miała nawet na oku dom z dużą działką na sprzedaż.

Z przyzwyczajenia zaczęła więc domagać się, by kupił go mój brat. Artur oczywiście dobrze zarabiał. Ale niestety nie miał wystarczająco dużo pieniędzy na drogie zachcianki żony. Nasi rodzice przeszli na emeryturę prawie jednocześnie. Artek, prawdopodobnie za namową żony, zaczął namawiać rodziców do sprzedaży mieszkania i domu na wsi oraz przeprowadzki do nowego domu.

Długo ich namawiał. Mówili, że potrzebują świeżego powietrza, natury. Zamierzają kupić duży dom, w którym będzie wystarczająco dużo miejsca dla wszystkich. I w ogóle, moja mama i tata już nie pracują, więc nie będą musieli codziennie jeździć do miasta.

Rodzice mnie nie posłuchali i sprzedali mieszkanie w centrum. Udało mi się jednak obronić dom na wsi — powiedziałam, że skoro dali Arturowi pieniądze na mieszkanie, to niech mi, chociaż dom na wsi dadzą. Niestety, szukałam po omacku. Młoda kobieta nie zamierzała rodzić wnuków, nie zamierzała też komunikować się z szacunkiem ze swoimi teściami.

Tak więc moja matka i ojciec żyli w elitarnej wiosce jak na beczce prochu, próbując po raz kolejny zachować spokój i znieść arogancką naturę swojej synowej. Jedenaście lat później, 30 grudnia, mój brat zmarł, a rodzice byli pogrążeni w żałobie. Po pochowaniu syna i przepłakaniu stypy wrócili do domu. I wtedy spotkał ich kolejny cios.

Pani Anna bezczelnie oświadczyła, że po śmierci męża jego rodzice nie mają co robić w jej domu. Oszołomieni rodzice milczeli, a ja z mężem, który przywiózł ich do domu, postanowiliśmy stawić czoła bezczelnej damulce. Powiedzieliśmy jej, że po śmierci mojego brata jego majątek, zgodnie z prawem, należy nie tylko do niej, ale także do jego bliskich krewnych. Bezczelna kobieta uśmiechnęła się i przyniosła dokumenty, z których wynikało, że właścicielem domu wcale nie był mój brat, a jego teściowa, matka jego żony!

Oczywiście rodzice nie wzięli od syna ani jednego pokwitowania za pieniądze uzyskane ze sprzedaży mieszkania. Ale my nie zamierzaliśmy się tak łatwo poddać! Moi rodzice nie chcieli mieszkać ze mną i moim mężem, więc zostali w swojej starej chatce na wsi. Nadal mieszkają w starym drewnianym domu bez wody i kanalizacji. Mimo niekomfortowych warunków cieszą się, że wtedy nalegałam, aby go nie sprzedawać. Znaleźliśmy dobrego prawnika i teraz pozywamy moją bratową.

Oczywiście będziemy walczyć do końca, ale nawet w najlepszym wypadku moi rodzice nie będą w stanie kupić czteropokojowego mieszkania w centrum. Przebiegła żmija zadbała o wszystko...

Zerknij: Z życia wzięte. "Moja dusza cierpi z powodu mojego syna": Płacze teściowa, przynosząc jedzenie tylko jemu

Nie przegap: Tomasz Jakubiak, przekazując najnowsze wieści o terapii, wspomniał o WOŚP. Jak się czuje mistrz kuchni