Byliśmy bardzo szczęśliwi, bo marzyliśmy o tym od dawna. Zasadziliśmy ogród i często tam przyjeżdżaliśmy. W końcu na działce zawsze jest coś do sadzenia w sezonie. Na początku mój syn i córka tylko śmiali się z naszego zaangażowania w działkę.
Oczywiście, mój mąż i ja często zapraszaliśmy nasze dzieci na weekendy. Jednak ani nasza córka i jej mąż, ani nasz syn i jego dziewczyna nie byli szczególnie chętni do pomocy. Dzieci zawsze chętnie grillują i relaksują się na świeżym powietrzu, ale nigdy nie lubiły kopać w ogrodzie.
Oczywiście, gdybyśmy poprosili, pomogliby, ale szybko znudziliby się pracą i zaczęli prosić o pójście nad rzekę lub do lasu na spacer. Tego lata syn i córka zaczęli częściej się tam pojawiać. Czasami razem, czasami osobno, jeździli na działkę w każdy weekend. Ostatnio nawet zabrali nam klucze do domku i poprosili, żebyśmy zostali w domu.
Wszystko zaczęło się od urodzin córki pod koniec maja. Kasia skończyła trzydzieści lat, więc postanowiła zaprosić młodych ludzi na działkę do domku. Mój mąż i ja nie sprzeciwialiśmy się. Oczywiście było to znacznie tańsze niż zabieranie całego towarzystwa do jakiejś restauracji. I można tam hałasować i tańczyć przez całą noc. W końcu sąsiedzi na wsi sami lubią się bawić, więc nie będą się oburzać ani narzekać.
Urodziny były w sobotę. A w niedzielę, kiedy przyjechaliśmy, zarówno działka, jak i dom były już posprzątane. Nawet śmieci zostały wyniesione z działki do kontenera. Tylko balony przywiązane do płotu i drzew przypominały mi o święcie.
Zaledwie dwa tygodnie później mój syn poprosił o klucze do domku. Powiedział, że chce zorganizować romantyczną randkę ze swoją dziewczyną. Chcą spędzić noc w namiocie, pooglądać spadające gwiazdy... I znowu ta sama historia — odpoczęli, posprzątali po sobie, a potem, prawie przez całe lato, moja córka i syn jeździli tam na weekend. Jeździli z przyjaciółmi albo ze swoimi połówkami.
Wydaje się, że już opracowali harmonogram, kto i kiedy będzie spędzał soboty w domku. Ale nikt nawet nie pomyślał o pieleniu lub koszeniu trawy. W końcu nie po to zainwestowaliśmy z mężem tyle pieniędzy i pracy, żeby pozwolić naszym uprawom umrzeć. Ostatnio zdarzyło się, że dzieci odwiedzają działkę znacznie częściej niż my.
Ja nie wiedziałam, jak zacząć temat, żeby nie urazić dzieci, jednak mąż bez owijania w bawełnę przedstawił im sytuację. Oznajmił, że oczywiście, mogą wziąć klucze i pojechać na działkę, ale to, czego my nie mamy już siły zrobić, ma być ogarnięte w najbliższą sobotę: pielenie zagonków warzywnych, koszenie trawnika, oporządzenie foliaków i szklarni, podlanie wszystkich upraw i kwiatów na działce, zebranie nowalijek i jeszcze parę innych rzeczy.
Początkowo syn się zgodził, ale najwyraźniej po konsultacji ze swoją dziewczyną postanowił zmienić swoje plany na weekend. Dowiedziawszy się, że brat tam nie jedzie, córka zadzwoniła do mnie godzinę później z prośbą o przekazanie jej kluczy.
Mrugając do męża, odpowiedziałam jej: "Oczywiście, Kasia. Ale jeśli twój tata i ja nie możemy pojechać, poprosimy ciebie i Vadima o skoszenie trawnika, podlanie ogrodu i wypielenie kilku grządek. Nie masz nic przeciwko, prawda?"
Nie uwierzysz, ale moja córka i jej mąż nagle zmienili swoje weekendowe plany. Oczywiście podali inny powód, ale jestem pewna, że prawdopodobnie dlatego, że tak naprawdę nie chcieli zastępować swoich zwykłych wakacji pracą przy roślinach. Od trzech tygodni mój mąż i ja jeździmy na działkę sami. Dzieci nie proszą o klucze. Ale to ich wybór. Jeśli chcą odpocząć, mogą to zrobić. Tylko wtedy będzie trzeba także popracować.
Nie przegap: Marian Lichtman przerwał milczenie. Ujawnił przyczynę odejścia Ryszarda Poznakowskiego