Przez to, że jest to nieprzyjemny obowiązek, to robi wszystko w bardzo ściśle określonych ramach. Po ślubie podzieliliśmy się obowiązkami, bo po przeprowadzce do mieszkania męża moje dojazdy do i z pracy się wydłużyły.
Nie miałam czasu na wykonywanie wszystkich prac domowych, a mąż, który wracał godzinę wcześniej, nawet nie podrapał się po głowie, żeby pomóc. Zdając sobie sprawę, że nie wytrzymam tak długo, usiadłam z mężem i porozmawialiśmy o obowiązkach domowych. To była długa i trudna rozmowa, ale udało mi się przekazać mu, że zarówno mąż, jak i żona powinni brać w niej udział.
Podzieliliśmy się tym, co będzie robił on, a co ja. Udało się, ale o ile ja luźno podchodziłam do kwestii podziału obowiązków, o tyle mój mąż stawiał sprawę jasno: ani w prawo, ani w lewo. Np. ma wynosić śmieci po mężu. Ale jeśli np. gdzieś idę i jest mi to po drodze, to mogę zgarnąć śmieci i wyrzucić. Bez problemów i poczucia, że jestem bohaterem. Naczynia zmywam po wcześniejszym umówieniu się. Po obiedzie zmywam wszystko, ale jeśli mój mąż jadł lub pił herbatę, nawet nie pomyśli o spłukaniu naczyń.
To jego obowiązek, ja też gotuję w domu. Nawet jeśli mój mąż wróci z pracy przede mną, nie zrobi nic: będzie siedział i czekał, aż wrócę do domu i zacznę gotować. Przyniesie do domu zakupy, a potem usiądzie i będzie na mnie czekał. Denerwował mnie ten nawyk. Nie sądzę, żeby ludzie zachowywali się tak w rodzinie, bo to nie funkcja, tylko życie rodzinne.
Mąż podkreśla, że umówiliśmy się: musimy się tego trzymać. Ostatnio zachorowałam. Poszłam do pracy z poczuciem, że źle spałam. Myślałam, że przejdę się po biurze i wszystko będzie dobrze, ale moja temperatura wzrosła, bolała mnie głowa i pozwolili mi iść do domu. Wróciłam do domu, wzięłam jakieś leki, powiedziałam mężowi, że jestem chora i poszłam spać, bo nie mogłam zrobić nic innego. Sen był ciężki, ale nie sprawił, że poczułam się lepiej.
Było mi gorąco i zimno. Nie mogłam obniżyć temperatury, czułam się obrzydliwie. Zadzwoniłam do męża i poprosiłam, żeby kupił jakieś lekarstwo, żebym poczuła się lepiej, on krzyknął na mnie i rozłączył się.
Nie słyszałam, jak mąż wszedł, ale później bardzo dobrze wyczułam jego przybycie. Włączył górne światło w sypialni, położył lekarstwa na stoliku nocnym i ponownie zapytał mnie, jak się czuję. Usłyszał, że nie czuję się dobrze, milczał, a potem zapytał, kiedy będzie kolacja. Nawet usiadłam w łóżku w szoku, zapominając o dreszczach i bólu głowy. Jaka kolacja? Ciężko mi się utrzymać na nogach, a mąż chce, żebym wstała i robiła jakieś skomplikowane manipulacje!
- Zrobiłem swoje: teraz twoja kolej — wymamrotał bezdusznie. Nie chciało mi się płakać, ale zrobiło mi się siebie żal. Nie tak wyobrażałam sobie życie rodzinne. Mój mąż nie jest zainteresowany moim zdrowiem, ale jest bardzo zainteresowany obiadem: kupił artykuły spożywcze. Kiedy leżałam i cierpiałam, mój mąż wszedł do pokoju jeszcze dwa razy i potępił mnie. Za trzecim razem nie wytrzymałam i powiedziałam, że nie mam siły gotować: mam gorączkę.
Zacisnął usta i wyszedł z pokoju, trzaskając drzwiami. Ugotował coś dla siebie i nawet na mnie nie spojrzał. Nie zaproponował mi jedzenia ani herbaty i poszedł spać do salonu. Albo bał się zarazić, albo wyrażał swoje nastawienie. Bardzo mnie ta sytuacja zabolała. tak nie działa rodzina. Być może wcale nie jesteśmy rodziną.
Nie przegap: Z życia wzięte. "Syn wprowadził się do mnie z rodziną i traktuje mój dom jak swój": Ignorując moje potrzeby
Zerknij: Koalicja Obywatelska wybrała swojego kandydata na prezydenta. Wyniki prawyborów ogłoszone