Kiedy moja córka, Kasia, powiedziała, że wraca do pracy po urodzeniu drugiego dziecka, ucieszyłam się. Zawsze była ambitna i wiedziałam, że siedzenie w domu nie jest dla niej. Ale wtedy, podczas jednej z naszych rozmów, rzuciła coś, co zmroziło mi krew w żyłach.


– „Mamo, potrzebuję twojej pomocy. Musisz codziennie opiekować się Jasiem i Zosią,” powiedziała z uśmiechem, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie.


Spojrzałam na nią zdziwiona.


– „Kasiu, kocham wnuki, ale codziennie? To może być trudne,” powiedziałam ostrożnie.


– „Mamo, to tylko kilka godzin dziennie. Poza tym i tak jesteś na emeryturze, masz mnóstwo czasu.”


Te słowa zabolały mnie bardziej, niż chciałam przyznać. Czy naprawdę uważała, że moje życie jest teraz puste, że mogę po prostu dostosować się do jej potrzeb? Przez kolejne dni próbowałam sobie wyobrazić, jak to będzie wyglądać. Codzienne wstawanie wcześnie rano, karmienie, przewijanie, zabawy. Czy byłam na to gotowa?


Zgodziłam się, choć miałam wątpliwości. Na początku myślałam, że dam radę. Wnuki zawsze były moją radością, a ich śmiech dodawał mi energii. Ale z każdym dniem czułam, jak ta energia ulatuje. Nie miałam już tyle sił co kiedyś. Po tygodniu byłam wykończona – bolały mnie plecy, brakowało mi chwili na odpoczynek. Nawet wieczory, które zwykle spędzałam z książką, stały się czasem na nadrabianie zaległości w sprzątaniu po dzieciach.


Kiedy powiedziałam Kasi, że nie dam rady kontynuować tego codziennie, jej reakcja mnie zaskoczyła.


– „Mamo, ale przecież to twoja rola! Babcia zawsze pomagała tobie przy mnie. Dlaczego ty nie możesz zrobić tego dla mnie?” zapytała z wyrzutem.


Czułam, jak moje serce się łamie. Czy naprawdę uważała, że moim jedynym zadaniem w życiu jest pomaganie jej? Czy moje własne potrzeby przestały się liczyć?


– „Kasiu, ja też mam swoje granice,” powiedziałam spokojnie, choć w środku czułam burzę. „Nie jestem już młoda. Kocham wnuki, ale nie mogę codziennie poświęcać całego dnia. Potrzebuję czasu dla siebie.”


– „To egoistyczne,” rzuciła ostro. „Myślałam, że mogę na ciebie liczyć.”


Te słowa mnie złamały. Po tylu latach poświęceń, pracy, wychowywania jej i zapewniania wszystkiego, czego potrzebowała, teraz byłam nazywana egoistką? Czy naprawdę byłam taką złą matką i babcią, że chciałam choć odrobinę czasu dla siebie?


Przez kilka dni milczałyśmy. Kasia unikała mnie, a ja unikałam kontaktu z nią, bo każda rozmowa kończyła się płaczem. W końcu postanowiłam, że muszę być szczera.
Zaprosiłam ją na kawę i powiedziałam wprost:


– „Kasiu, rozumiem, że jest ci ciężko. Ale nie mogę codziennie zajmować się dziećmi. Kocham je i chcę ci pomóc, ale musimy znaleźć inne rozwiązanie. Może zorganizujemy opiekunkę na kilka dni w tygodniu? Mogę pomóc finansowo, ale nie mogę robić wszystkiego sama.”


Jej twarz zmiękła. Widziałam, że te słowa ją poruszyły.


– „Przepraszam, mamo,” powiedziała cicho. „Nie powinnam była wywierać na tobie takiej presji. Po prostu… czasem czuję, że sama nie daję rady.”


Zrozumiałyśmy się. Teraz widuję wnuki kilka razy w tygodniu, a pozostałe dni Kasia radzi sobie inaczej. Wiem, że rodzina to wsparcie, ale wsparcie musi działać w obie strony. Bo nawet na emeryturze mamy prawo do swojego życia – i nie powinniśmy pozwalać, by ktoś nam je odbierał.


To też może cię zainteresować: Z życia wzięte. "Mój mąż wyznał mi na 50. rocznicę ślubu, że nigdy mnie nie kochał": Jak żyć z taką prawdą


Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Z życia wzięte. "Mój wnuk wstydzi się, że noszę stare ubrania, ale nie mam pieniądze na nowe": Jak powinnam to zmienić