Kiedy syn zaproponował, żebym zamieszkała z nim i jego rodziną, by pomóc w opiece nad wnukami, poczułam radość. Zawsze chciałam być blisko dzieci i wnuków, uczestniczyć w ich życiu, patrzeć, jak dorastają. W tamtym momencie nie przypuszczałam, że ta decyzja zmieni moje życie w koszmar.
Z początku wszystko wydawało się idealne. Zajmowałam się wnukami, przygotowywałam posiłki, pomagałam w domu. Czułam, że jestem potrzebna, że jestem częścią ich życia. Ale z czasem coś się zmieniło.
Zadania, które wykonywałam z miłości, zaczęły być traktowane jako obowiązek. Syn przestał pytać, czy mogę coś zrobić – zaczął tego wymagać. Codziennie budził mnie wcześnie rano, bym przygotowała śniadanie dla dzieci, a potem odprowadziła je do szkoły.
– „Mamo, wstawaj, nie mamy czasu,” mówił, ignorując moje zmęczenie.
Wieczorami, kiedy wracali z żoną z pracy, rzucali mi tylko krótkie „dzięki” i znikali w swoich pokojach. Oczekiwali, że będę sprzątać, gotować i zajmować się wnukami, jakbym była zatrudnioną opiekunką, a nie ich matką.
Pewnego dnia, gdy usiadłam z nimi przy stole, próbując porozmawiać o tym, jak się czuję, syn spojrzał na mnie z irytacją.
– „Mamo, przecież nie masz nic innego do roboty. Jesteś na emeryturze, więc chyba dobrze, że masz zajęcie. My cię tu przyjęliśmy, a ty pomagasz nam w zamian. To normalne.”
Jego słowa były jak nóż wbity prosto w serce. Czy naprawdę uważał, że przyjęcie mnie do domu było łaską, za którą powinnam być wdzięczna? Czy moje lata poświęcone na wychowanie jego samego nie miały żadnego znaczenia?
Z każdym dniem czułam się coraz bardziej niewidzialna. Nie byłam już matką – byłam kimś, kto miał spełniać ich oczekiwania. Nawet wnuki, które tak bardzo kochałam, zaczęły traktować mnie z brakiem szacunku. „Babciu, dlaczego tak długo gotujesz?” albo „Babciu, zrób mi herbatę!” – ich słowa były coraz bardziej wymagające, a ich miłość wydawała się zależna od tego, co dla nich zrobię.
Kulminacja nastąpiła pewnego wieczoru, kiedy po całym dniu opieki nad wnukami i sprzątania usiadłam na kanapie, by odpocząć. Syn wrócił z pracy, spojrzał na mnie i powiedział:
– „Mamo, dlaczego w kuchni jest bałagan? Przecież mogłaś posprzątać.”
Nie wytrzymałam.
– „Marek, ja nie jestem twoją służącą,” powiedziałam, czując, jak łzy napływają mi do oczu. „Jestem twoją matką. Zawsze chciałam wam pomóc, ale to, co robicie, nie jest pomocą. To wykorzystywanie.”
Zamiast przeprosin, usłyszałam tylko jego zirytowany ton.
– „Mamo, zawsze dramatyzujesz. Po prostu robię wszystko, żeby nasz dom działał, a ty jesteś częścią tego układu.”
Tamtego wieczoru zamknęłam się w swoim pokoju i długo płakałam. Czułam się jak intruz we własnej rodzinie. Jak mogłam dojść do momentu, w którym moja miłość do nich została zamieniona na obowiązki i oczekiwania?
Dziś zastanawiam się, czy wyprowadzić się i zacząć życie na nowo, z dala od ich wymagań. Ale serce matki nie pozwala mi odejść – boję się, że jeśli to zrobię, stracę ich na zawsze. Czy moje miejsce jest tutaj, gdzie czuję się jak służąca, czy gdzieś indziej, gdzie będę mogła być sobą?
To pytanie zadaję sobie każdego dnia, ale odpowiedzi wciąż nie znajduję.
To też może cię zainteresować: Z życia wzięte. "Córka wymaga, żebym sprzedała dom rodzinny i podzieliła pieniądze między nią a brata": To jedyna pamiątka po moim mężu
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Sąsiedzi Rafała Trzaskowskiego opowiadają o mieszkaniu obok polityka. Wspomnieli o incydencie z choinką