Kiedy przeprowadziliśmy się do domu teściowej, myślałam, że to tylko chwilowe rozwiązanie. Miało być tymczasowo, dopóki nie znajdziemy czegoś własnego, miejsca, które będziemy mogli nazywać naszym domem. Ale z każdym miesiącem to „chwilowe” zamieniało się w coś bardziej trwałego. Teściowa miała przestronny dom, a my, po kłopotach finansowych, nie mieliśmy zbyt wielu opcji. Oferowała nam dach nad głową, i choć z początku było trudno, uznaliśmy, że to najlepsze rozwiązanie – na jakiś czas.


Jednak szybko zaczęło się komplikować. Moja teściowa miała swoje zasady. Zasady, których wcześniej nie dostrzegałam. W pierwszych tygodniach jej uwagi były subtelne – delikatne przypomnienia, żebyśmy dbali o porządek w swojej części domu, żebyśmy nie zostawiali swoich rzeczy na widoku. Zaczęłam sprzątać coraz więcej, chociaż nigdy nie przypuszczałam, że tak to będzie wyglądać.


Pewnego dnia, gdy właśnie kończyłam gotować obiad, teściowa weszła do kuchni, z surowym wyrazem twarzy. Spojrzała na mnie, a ja od razu wiedziałam, że coś jest nie tak.


– Musimy porozmawiać – powiedziała stanowczo.


Odstawiłam garnek na bok, czując, jak serce zaczyna mi mocniej bić. Nie wiedziałam, co usłyszę, ale spodziewałam się, że nie będzie to nic miłego.


– Nie podoba mi się, że muszę sprzątać za was w mojej części domu – zaczęła. – Przecież wy tu mieszkacie, a ja jestem już starsza. Uważam, że to wy powinniście pomagać.


Patrzyłam na nią, próbując zebrać myśli. Sprzątałam naszą część domu, gotowałam obiady, pomagałam, kiedy tylko mogłam. Nie spodziewałam się, że oczekuje, że będę też sprzątać jej część domu.


– Ale… przecież my sprzątamy swoją część, dbamy o wszystko, co należy do nas – powiedziałam niepewnie. – Myślałam, że to wystarczy.


Teściowa spojrzała na mnie zimnym wzrokiem, jakby moje słowa były nieistotne.


– Żyjecie tu bezpłatnie – powiedziała. – To ja dałam wam dach nad głową, gdy nie mieliście dokąd pójść. Myślę, że to wasz obowiązek, żeby odwdzięczyć się i pomagać. Nie jestem w stanie wszystkiego robić sama. Oczekuję, że będziesz sprzątać nie tylko swoją część, ale też moją.


Te słowa były jak uderzenie. Czy naprawdę uważała, że powinnam teraz przejąć obowiązki za cały dom? Czułam, że coś we mnie pęka. To nie było życie, na które się zgodziłam.

Rozumiem, że żyliśmy u niej, ale to miało być wsparcie – pomoc, nie wymiana usług. Zawsze starałam się jej pomagać, ale teraz oczekiwała ode mnie czegoś więcej. Czułam, że powoli staję się nie tylko gościem, ale niemal służącą we własnym domu.


– Ale ja też pracuję – odpowiedziałam, próbując nie poddać się emocjom. – Nie mogę sprzątać całego domu. Staram się pomagać, ale to już za dużo. Mamy swoje obowiązki.


Teściowa tylko pokręciła głową, jakby nie miało to znaczenia.


– Jeśli nie podoba ci się, możesz zawsze się wyprowadzić – rzuciła sucho. – Ale jeśli chcecie tu mieszkać, to musicie się dostosować. Ja już zrobiłam dla was wystarczająco dużo.


Te słowa były jak ostateczny cios. Wiedziałam, że nie mamy dokąd pójść. Nie stać nas było na wynajem, a sytuacja finansowa wciąż była trudna. Zostaliśmy uwięzieni w tej sytuacji, gdzie każde słowo, każdy gest przypominał mi, że nie jesteśmy tu mile widziani, chyba że zrobimy wszystko, czego ona oczekuje.


Tej nocy, gdy mój mąż wrócił do domu, opowiedziałam mu o rozmowie z matką. Patrzył na mnie z wyrazem twarzy pełnym zmęczenia. Wiedział, że sytuacja staje się coraz trudniejsza, ale co mógł zrobić? Byliśmy zależni od jego matki, a on nie chciał konfrontacji.


– Musimy to jakoś przetrwać – powiedział cicho. – To tylko tymczasowe. Wkrótce znajdziemy swoje miejsce.


Ale ja wiedziałam, że ta sytuacja nie jest tymczasowa. Każdy dzień stawał się coraz cięższy, a teściowa, z każdym kolejnym dniem, narzucała nam więcej obowiązków, więcej oczekiwań.

Stałam się kimś, kim nigdy nie chciałam być – kobietą, która musiała godzić się na warunki, które ją niszczyły, bo nie miała innego wyjścia.


Kiedy następnego dnia sprzątałam w kuchni, teściowa znów weszła, patrząc na mnie z góry, oceniając każdy mój ruch.


– Dobrze, że zaczynasz rozumieć swoje obowiązki – powiedziała chłodno, jakby moje poświęcenie było czymś oczywistym.


Nie odpowiedziałam. Czułam, jak wewnątrz mnie narasta bunt, ale jednocześnie wiedziałam, że teraz jestem w pułapce, z której nie ma wyjścia. Dopóki nie znajdziemy własnego miejsca, musiałam przyjąć na siebie tę rolę. Czułam, że moja niezależność, którą tak ceniłam, powoli znikała, a ja stawałam się tylko cieniem samej siebie, wypełniając oczekiwania kogoś, kto mnie nie szanował.


To był dramat, którego nigdy nie przewidziałam – bycie zależną od osoby, która chciała mieć nade mną pełną kontrolę.


To też może cię zainteresować: Z życia wzięte. "Moja mama nie chce iść na moje wesele": Nie akceptuje mojego wyboru żony


Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Z życia wzięte. "Porzuciłam rodzinę dla mężczyzny": Po wielu latach zadzwoniła moja córka i powiedziała tylko kilka słów