Pamiętam tamten dzień, kiedy spakowałam walizki i po prostu odeszłam. Mój mąż błagał mnie, żebym została, a dzieci patrzyły na mnie zdezorientowanymi oczami, nie rozumiejąc, co się dzieje. Ale ja byłam pewna swojej decyzji. Znalazłam miłość, o jakiej marzyłam przez całe życie – miłość pełną pasji, namiętności, czegoś, co wydawało mi się, że nigdy nie miałam w małżeństwie. Zostawiłam wszystko dla niego, dla mężczyzny, który obiecywał mi nowe życie, pełne szczęścia.


Wyjechałam daleko, zostawiając za sobą męża, dzieci, życie, które budowałam przez lata. Nie czułam się winna – wtedy byłam pewna, że robię to dla siebie, dla swojego szczęścia. "Zasługuję na to" – powtarzałam sobie w myślach, gdy wsiadałam do samochodu, kierując się w stronę nowego życia. Mówiłam sobie, że dzieci zrozumieją, że znajdą sposób, by sobie poradzić. Przecież zostawiłam je pod opieką dobrego ojca.


Związek z mężczyzną, dla którego porzuciłam rodzinę, był jak burza. Były chwile uniesienia, kiedy czułam się jak najszczęśliwsza kobieta na świecie. Ale były też momenty, kiedy zaczynałam tęsknić za tym, co zostawiłam. Tęskniłam za spokojem, za rodziną, za dziećmi.

Jednak nigdy nie miałam odwagi do nich wrócić, nie potrafiłam przyznać się do błędu. Żyłam w świecie iluzji, w którym wszystko miało być idealne, a w rzeczywistości byłam coraz bardziej samotna.


Z biegiem lat związek, dla którego porzuciłam rodzinę, zaczął się kruszyć. Mężczyzna, który obiecywał mi wszystko, okazał się kimś innym. Kłótnie stawały się coraz częstsze, a miłość, która kiedyś wydawała się tak mocna, zaczęła gasnąć. Coraz częściej myślałam o rodzinie, którą zostawiłam. Czy moje dzieci mnie nienawidzą? Czy kiedykolwiek mi wybaczą?


Pewnego dnia, po kolejnej awanturze, siedziałam sama w kuchni, patrząc na telefon.

Zastanawiałam się, co się dzieje z moją córką, z moim synem. Minęło tyle lat, a ja nie miałam odwagi zadzwonić. Strach przed odrzuceniem paraliżował mnie.


I wtedy, zupełnie niespodziewanie, telefon zadzwonił. Spojrzałam na ekran – to była moja córka. Serce zamarło mi w piersi. Czy to możliwe? Po tylu latach?


– Halo? – powiedziałam niepewnie, głos mi drżał.


Z drugiej strony linii przez chwilę była cisza, a potem usłyszałam jej głos. Głos, który był teraz starszy, bardziej dojrzały, ale wciąż pełen emocji.


– Mamo – zaczęła, a w jej głosie było coś, co przebiło mi serce. – Tato nie żyje.


Te cztery słowa były jak cios. Tato nie żyje. Mój mąż, człowiek, którego porzuciłam, który opiekował się naszymi dziećmi, kiedy ja wybrałam swoje szczęście, odszedł. Nie mogłam złapać oddechu, a telefon prawie wypadł mi z ręki.


– Kiedy? Jak? – wyszeptałam, ledwo mogąc zapanować nad głosem.


– Dwa dni temu – odpowiedziała chłodno. – Przez lata chorował, ale ty tego nie wiedziałaś, prawda? Nie interesowałaś się.


Jej słowa były jak ostrza, każde z nich przecinało mnie na kawałki. Miała rację. Nie interesowałam się. Nie dzwoniłam, nie pytałam. Zostawiłam ich, wierząc, że to ja zasługuję na szczęście, że moje potrzeby są ważniejsze. A teraz dowiadywałam się, że człowiek, który przez tyle lat opiekował się moimi dziećmi, zmarł, a ja nawet nie byłam częścią jego życia przez ten czas.


– Dlaczego dzwonisz? – zapytałam, chociaż znałam odpowiedź.


– Bo powinieneś o tym wiedzieć – powiedziała cicho, a w jej głosie było tyle bólu, że nie mogłam tego znieść. – Nie oczekuję niczego więcej. Już dawno cię straciłam.


Te słowa były ostatecznym ciosem. Straciłam ją. Straciłam swoją córkę. Przez lata oszukiwałam siebie, że kiedyś mnie zrozumie, że może kiedyś mi wybaczy. Ale teraz wiedziałam, że to się nigdy nie stanie.


– Przepraszam – wyszeptałam, choć wiedziałam, że te słowa były niewystarczające, zbyt spóźnione.


Cisza na linii była długa i ciężka. W końcu usłyszałam jej odpowiedź, spokojną, ale pełną bólu.


– To niczego nie zmienia. Żegnaj, mamo.


I wtedy połączenie się przerwało. Zostałam sama w ciszy, z telefonem w dłoni, patrząc w pustkę. Zrozumiałam swój błąd. Zrozumiałam, że wszystko, co zyskałam, było niczym w porównaniu z tym, co straciłam. Moje dzieci, mój mąż, rodzina – to było moje prawdziwe życie. A ja, w pogoni za czymś, co wydawało się nieosiągalnym szczęściem, straciłam to, co najważniejsze.


Teraz byłam sama, bez możliwości naprawienia tego, co zniszczyłam.


To też może cię zainteresować: Dziennikarz TVP potrzebował pilnej pomocy lekarskiej. Oburzające, czego był świadkiem w przychodni


Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Trwa śledztwo w sprawie 4-letniego Marka. Do dzisiaj nie ustalono winnych utonięcia na placu zabaw