To brzmi strasznie, wiem. Każda babcia powinna kochać swoje wnuki bezwarunkowo, prawda? Ale ja nie potrafię. Z każdym dniem, z każdą kolejną wizytą czuję coraz większą przepaść między mną a nimi. Wydają się dla mnie obcymi ludźmi, których nigdy nie byłam w stanie pokochać tak, jak wszyscy tego ode mnie oczekiwali.


Pierwszy raz zrozumiałam to, kiedy urodził się mój pierwszy wnuk. Powinnam była czuć radość, dumę, a jednak w chwili, gdy zobaczyłam go po raz pierwszy, poczułam coś zupełnie innego. Pustkę. Chłód. Wszyscy wokół mnie byli zachwyceni – mój syn, jego żona, cała rodzina cieszyła się nowym życiem. A ja stałam tam, patrząc na to małe dziecko, i nie czułam nic. Próbowałam się zmusić. Mówiłam sobie, że to kwestia czasu, że więź się zbuduje. Ale lata mijały, a ja coraz bardziej oddalałam się od nich.


Każda wizyta była dla mnie wyzwaniem. Gdy przyjeżdżali, czułam się jak obca we własnym domu. Te wszystkie hałasy, bałagan, ciągłe pytania i prośby. Byłam zmęczona, sfrustrowana, jakbym była uwięziona w życiu, które nie było moje. Kiedy ich małe ręce chwytały mnie, kiedy próbowali się do mnie przytulić, czułam tylko napięcie, jakby każdy ich dotyk był ciężarem, który musiałam dźwigać.


Nie rozumiałam, dlaczego tak się czuję. Przecież kocham mojego syna, zawsze byłam blisko z nim. Ale gdy on założył własną rodzinę, wszystko się zmieniło. Czułam, że tracę go na rzecz nowej roli, a jego dzieci, zamiast być łącznikiem między nami, stały się jakimś dziwnym murem, którego nie mogłam przebić.


Kiedy próbowałam o tym mówić – z moim mężem, przyjaciółmi – patrzyli na mnie, jakbym była potworem. Jakbym powiedziała coś niewybaczalnego. Babcia, która nie kocha swoich wnuków? Jak to możliwe? Ale ja nie potrafiłam udawać, że wszystko jest w porządku. W środku czułam się pusta, a każdy kolejny dzień z nimi tylko pogłębiał tę pustkę.


Najtrudniejsze są święta. Wszyscy przy jednym stole, dzieci biegające wokół, a ja siedzę z boku, patrząc na to wszystko z dystansem. Uśmiecham się, bo tak trzeba. Odpowiadam na pytania, bo to moja rola. Ale w środku marzę tylko o tym, by te dni szybko się skończyły, by wróciła cisza i spokój. Nikt nie wie, jak bardzo te chwile mnie przytłaczają. Nikt nie rozumie, że to nie jest moje życie.


Nie mam siły, by ciągle udawać. Próbowałam, naprawdę próbowałam. Starałam się być tą babcią, jaką wszyscy chcieli, żebym była. Ale moje serce nie potrafi otworzyć się na nich. Nie wiem, dlaczego tak jest. Może jestem za stara, zbyt zmęczona, by zaczynać wszystko od nowa. Może coś we mnie pękło już dawno temu, coś, czego nie potrafię naprawić.


Wiem jedno – nie jestem tą babcią, której wszyscy by chcieli. Nie jestem tą, która cieszy się każdym dniem spędzonym z wnukami. I choć boli mnie to, że nie mogę im dać tej miłości, którą powinni mieć, nie umiem tego zmienić.


A kiedy mówię to głośno, widzę, jak ludzie odwracają wzrok. Nikt mnie nie rozumie. Ale ja nie oczekuję już zrozumienia. Czekam tylko na ciszę, która nadejdzie, kiedy oni wyjadą. Tę ciszę, która jest moim jedynym ukojeniem.


To też może cię zainteresować: Trafił na SOR po wypadku. Zachowanie lekarki uwiecznił na nagraniu. Co na to dyrektor


Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Z życia wzięta. "Ciężko jest, gdy nie ma matki, ale jeszcze trudniej, gdy matka jest potworem": Moja mama jest tą drugą